„Dziedzictwo Estery” to książka sygnowana mianem „małej prozy”. Sięgając po nią, czytelnik, owszem, zetknie się z formą niepozorną i niewielką rozmiarem (116 stron formatu zbliżonego do B6), stanowiącą jednak swoisty absolut treściowy. Mimo, że akcja minipowieści ogranicza się do jednego dnia, obejmuje ona w rzeczywistości historię całego życia tytułowej Estery. Ba – jest powielonym scenariuszem życia nas wszystkich, dotyka bowiem uniwersalnych problemów egzystencjalnych.
Książka stanowi retrospektywny zapis ostatniej wizyty Lajosa u Estery – dawnej ukochanej. Nie mamy jednak do czynienia z kolejną schadzką miłosną, ponieważ tych dwoje dzieli nie tylko 20 lat milczenia, ale i kłamstwa mężczyzny. Bohaterowie Máraia wracają do przeszłości, obnażają jej tajemnice, rozdrapują stare rany. Między sobą – z pozoru – wszystko porządkują. Jednak ich pobudki pozostają sekretem dla czytelnika, któremu nie jest dane zaznać „sprawiedliwości dziejowej”. Wieczny kłamca i złodziej, człowiek, który Esterę ograbił, odnosi kolejne zwycięstwo. A kobieta znowu ustępuje, daje się wykorzystać, ponieważ – parafrazując jej własne słowa – to jej obowiązek.
Dla Estery najważniejsza jest wierność prawom i nakazom, silniejszym od tych, które rządzą światem i rozumem. Jakie to prawa? Odpowiedź na to pytanie leży po stronie czytelnika. Jedno jest pewne: nad bohaterami Máraia wisi swoiste fatum; Gombrowicz nazwałby je formą. Są oni od początku do końca skazani na pewną „gębę” – Lajos pozostaje kłamcą i wyzyskiwaczem, który zdaje się lekceważyć uroki doczesności (tak precyzyjnie wyłudzane), a Estera odpowiedzialną i samotną kobietą, niepotrafiącą (i niechcącą) odmienić swojego życia.
Tytułowe dziedzictwo to nie tylko stos szpargałów – pierścionek, encyklopedie, złoty zegarek. To także świadomość własnej wartości. Ranga dziewictwa – jedynego dziedzictwa głównej bohaterki – jest jednocześnie i wielka, i mała. Wielka – bo stawia Esterę po stronie „ludzi z charakterem”; mała – ponieważ wiąże się z samotnością 45-letniej kobiety (nazywającej się staruszką – sic!) Książka Máraia wytrąca czytelnika z równowagi, uwypukla najgłębiej tajone tajemnice; w pewien sposób niepokoi, pełniąc funkcję lustra, w którym można dostrzec odbicie swoich własnych pragnień, marzeń, porażek i wyborów. Dzięki temu wszystkiemu można ją – z pełną odpowiedzialnością – włączyć w nurt „literatury przeczyszczającej” (z pomocą przyszła mi tu nomenklatura Roberta Ostaszewskiego).
Po lekturze „Dziedzictwa Estery” miałam ochotę wstać i – kolokwialnie mówiąc – wystrzelać Máraia po pysku. Wymierzony w niego policzek to nie tylko wyraz sprzeciwu wobec kreacji niektórych postaci (których postępowanie może rozzłościć!), ale nade wszystko – wyraz czytelniczego uznania. Márai bowiem, zapraszając czytelnika do wejścia w psychikę bohaterów, pozwala na samooczyszczenie; uświadamiając nam wszystkim wiele egzystencjalnych niepokojów, doprowadza do katharsis.
Książka składa się z dwóch części. Pierwsza stanowi opis dzieciństwa, a zarazem obraz Węgier początku XX wieku. Druga jest relacją z okresu emigracji młodego...
Powieść Maraiego obejmuje niewielki epizod z życia Giacomo Casanovy, słynnego Wenecjanina, kiedy po ucieczce z Piombi, zmyliwszy pogonie, dociera po trudach...