Wielka powieść. Pod tym pojęciem rozumiemy zazwyczaj książkę wybitną, wyjątkową, piękną, budzącą duże emocje i doznania literackie. Czasami jednak słowo "wielka" nie oddaje genialności dzieła literackiego, które mieliśmy okazję przeczytać. Tak naprawdę bowiem brakuje pojęcia, które trafnie i w dostatecznym stopniu oddawałoby siłę i moc książki, o której chcielibyśmy wciąż dyskutować, myśleć, pisać i dzielić się swoimi wrażeniami z całym światem. Taką książką jest z pewnością Dygot Jakuba Małeckiego.
Powieść Małeckiego to przejmująca saga rodzinna, która prowadzi czytelników przez dzieje dwóch rodzin, ukazanych na tle burzliwych losów Polski ostatniego stulecia. Losy rodów Łabendowiczów i Geldów składają się na mroczną, brutalną, szczerą i zarazem piękną opowieść o ludzkim życiu, przemijaniu, nieustannej walce z przeciwnościami losu. To historia Jana Łabendowicza, jego żony Irenki i synów - Kazimierza i Wiktora. Wiktora, który jest albinosem, odmieńcem, innym... To również opowieść o Bronku Geldzie, jego małżonce Heli i ich córeczce Emilii. Losy tych dwóch familii połączą na zawsze namiętność, zdrada, miłość i przeznaczenie.
Co czyni Dygot powieścią wybitną? Przede wszystkim jego prostota, bezpretensjonalność, szczerość. Nie jest to bowiem wydumana i przejaskrawiona opowieść o życiu bohaterów, którzy mogliby istnieć tylko na kartach literatury. To tak naprawdę bardzo zwyczajna, prosta, codzienna historia o równie zwykłych ludziach, których los postanowił doświadczyć być może tylko trochę "bardziej". To codzienność pracy na roli, w sklepie, w korporacji. Ludzkie miłości, namiętności, zdrady, rozczarowania i chwile szczęścia. Narodziny i śmierć, uśmiech i łzy, rozkosz i żal. Tyle tylko, że to wszystko - cała ta prosta historia, te zwyczajne ludzkie losy - zostały ukazane tutaj w iście magiczny, mądry, piękny sposób. Sposób, który sprawiał, że fragment poświęcony miłości człowieka do psa czy też tańca ludzi w ciasnym mieszkaniu, nabierał wymiaru metafizycznego.
Dygot ma być opowieścią o Wiktorze - albinosie, którego nieszczęściem była jego genetyczna przypadłość, niosąca konieczność ciągłego zmagania się ze niezrozumieniem, niechęcią i strachem mieszkańców polskiej prowincji. To ważny wątek, Wiktor zaś to centralna postać, wokół której toczy się główna oś fabularna tej historii, jednak w rzeczywistości stanowi ona jedynie punkt wyjścia do tego, by ukazać różnorodność ludzkich charakterów, zachowań, czynów, poglądów. Wiktor pokazuje ścieżkę, którą sam podążał i która doprowadziła go do wielkiego dramatu, ale ścieżka ta miała wpływ także na życie i innych ludzi, którzy - chcąc, nie chcąc - także zaczęli nią podążać. I fascynujące w powieści jest właśnie to, że jedna postać i jeden wątek dały życie innym, które szybko stały się od niego znacznie ważniejsze.
Wielką wartością tej opowieści jest jej osadzenie w konkretnym miejscu i czasie. To przedwojenna i wojenna Polska, która następnie wkracza w mroczny czas stalinizmu, socjalizmu, burzliwego okresu przemian po roku '89, by dotrzeć do czasów współczesnych. Jednak historia, czas, polityka mają tutaj drugorzędne znaczenie. Najważniejsza jest Polska zwyczajnych wsi, małych miast i wielkich metropolii - w każdym z tych okresów. To, jak zmieniały się ich zewnętrzne oblicza i kolory, pod którymi kryje się wciąż taka sama twarz naszej ojczyzny i nas - Polaków. To nie jest piękna i dobra twarz, ale to twarz... nasza. Jakub Małecki odarł polski krajobraz z dobrego tonu i sztucznego "pudru", ukazując go takim, jaki był, jaki jest i chyba już zawsze będzie. Tchnął weń szczyptę mistycyzmu, fantastyki, szaleństwa, ale to tylko dodało mu uroku i wyrazu.
Równie mocną stroną tej książki są jej bohaterowie, których doskonale poznajemy, rozumiemy, lubimy i którym towarzyszymy często do kresu ich życia. Każdy z nich jest wyjątkowy, niepowtarzalny, niezmiernie ciekawy. Począwszy od seniorów obu rodów, a więc Janka i Bronka, poprzez ich małżonki, dzieci, a na wnukach skończywszy. Każde z nich stanowi pochodną ich rodzin i każde jest w jakiś sposób związane z tkniętym przekleństwem albinizmu Wiktorem. Wszyscy są tak bardzo żywi, prawdziwi, realni, że z łatwością możemy odnaleźć w nich odbicie naszych dziadków, ojców, braci i chyba także samych siebie..
Jakub Małecki przyzwyczaił swoich czytelników do tego, że w jego książkach zawsze występuje element nadprzyrodzony. Tak jest również w przypadku tej książki, choć pierwiastek nadprzyrodzony stanowi zaledwie niewielką część jej fabuły. Niemniej istnieje, intryguje, czasami przeraża. Ma Dygot w sobie coś z ludowej baśni, która ukazuje świat inny niż ten, który widzimy każdego dnia. Ów świat ukazuje czytelnikom w tej historii Wiktor, a następnie jego syn - Sebastian. To fantastyka w mistycznym, inteligentnym, baśniowym wydaniu, którą to potrafią powołać do życia tylko wielcy pisarze. To coś nienazwanego, ciemnego, mrocznego, otaczającego ziemię, rzeki, pola, podłogi. Coś, co dostrzegają tylko nieliczni, wybrani, wyjątkowi ludzie.
Dygot Jakuba Małeckiego to bez wątpienie książka roku, dekady, a może nawet całego dotychczasowego XXI wieku w polskiej literaturze. Wybitna, mądra, piękna, niepokojąca i nie pozwalająca o sobie zapomnieć. Takie literackie perełki na rynku trafiają się rzadko. Zdecydowanie zbyt rzadko.
Wielobarwny i zaskakujący kalejdoskop ludzkich życiorysów. Koniec świata za każdym razem wygląda inaczej. Jest pędzącą kulą, błyskiem szkła, odgłosem...
Narracja oparta na dwóch historiach, które dzieją się równocześnie. Przeskoki z jednej opowieści w drugą następują w momencie, kiedy...