Kiedy duchowny pisze książkę o seksualności, wielu włącza się ostrzegawcza lampka i zaczynają się zastanawiać, co też ciekawego może powiedzieć o życiu seksualnym ktoś, kto z obowiązku tego życia się wystrzega? Po co w ogóle zabiera się za temat, na którym nie powinien się znać? Nie jest seksuologiem - ba - nie jest nawet autorem porad w kobiecych czasopismach (nie wspominając o pismach dla mężczyzn). A jednak tytuł przyciąga. Duchowość seksualności. Czyli tak naprawdę co? Z miejsca rodzą się skojarzenia z duchowością wschodnią, z tantryzmem. I zaczyna się robić interesująco… Wiadomo przecież, że katolicyzm raczej stara się pozostawać z dala od seksu, unika tego tematu jak ognia, a gdy w mediach pojawia się połączenie słów "seks" i "ksiądz", bynajmniej nie rodzi ono pozytywnych skojarzeń.
Wszystko to zachęca do sięgnięcia po lekturę książki. Zaczyna się interesująco - od wyjaśnienia, czym jest dusza. Trzeba przyznać, że fragmenty te czyta się z największą przyjemnością. Autor zwraca uwagę na dychotomię tego pojęcia. Z jednej strony dusza dąży do świętości, a z drugiej… jedno jej na myśli. Ronald Rolheiser podkreśla, że to, co kształtuje nasze działania, jest w zasadzie tym samym, co kształtuje nasze pragnienie. (…) W duchowości chodzi o to, co robimy z naszym pragnieniem. Jej korzenie sięgają pierwiastka eros w każdym z nas, a jej istotą jest to, jak kształtujemy i dyscyplinujemy ten pierwiastek. W tym miejscu pojawiają się św. Jan od Krzyża i Matka Teresa jako osoby silnie… erotyczne, a więc pragnące tylko jednego i poświęcające się w pełni owemu pragnieniu. Co, oczywiście, nie jest łatwe. Chodzi o rozdarcie między religią a erosem. W naszej kulturze (silnie ukształtowanej przecież przez judeochrześcijaństwo) ów rozdział jest szczególnie widoczny. Nasza dusza ma w sobie pierwiastek chaosu i porządku, które wciąż pozostają z sobą w konflikcie, wciąż się ścierają. Dlatego ludzie, którzy z pozoru osiągnęli już wszystko, są obiektem zazdrości ze strony innych, dlatego wcale nie są szczęśliwi. Sam porządek nie przynosi spełnienia, podobnie jak chaos. Musi być między nimi równowaga, oparta na nieustannym ścieraniu się.
Wszystko to prawda. Dalej autor odchodzi nieco od głównego tematu, by skupić się na licznych przykładach z Ewangelii, udowadniających, że seksualności nie można tak po prostu wyciąć z życia religijnego. Pod koniec wraca do zasadniczej sprawy, a więc do duchowości seksualności. Tu następuje wyjaśnienie, skąd biorą się ciągłe konflikty. A widać je już w etymologii słowa "seks". Pochodzi ono z łacińskiego czasownika secare, czyli "odciąć", "oderwać", "amputować", "odłączyć od całości". Nasza płciowość wiąże się zatem z odcięciem od całości. Budzimy się jako nowonarodzone dzieci w kołysce ze świadomością, że oto zostaliśmy od czegoś "odcięci", "oderwani". Budzi to w nas oczywisty lęk, ból, a w końcu i płacz. Całe życie dążyć będziemy do tego, by powrócić do tego czegoś, do czegoś większego od nas, czego częścią byliśmy pierwotnie. Niesie to poczucie samotności, którą chcemy zastąpić, wypełnić. Tak rodzą się kolejne pragnienia, a z nimi życie religijne, duchowe, ale i dążenie do zaspokojenia cielesnego.
Autor każe odróżnić seksualność jako duchową, wszechogarniającą energię wewnątrz nas, która daje nam moc kształtowania siebie i rzeczywistości od genitalności jako współżycia seksualnego, będącego tylko jednym z aspektów seksualności jako energii. Sama genitalność nie może przynieść spełnienia, potrzebuje czegoś więcej, potrzebuje duchowego zaplecza. Seksualność to olbrzymia energia i można o niej powiedzieć, że jest realizowana wtedy, gdy w naszym życiu jest miłość, wspólnota, komunia, rodzina, przyjaźń, czułość, moc twórcza, radość, zachwyt, wesołość oraz wykraczanie poza samego siebie. Trzeba przyznać, że są to przymioty świętych. Można zaryzykować zatem tezę, że wszyscy święci byli osobami seksualnymi. Wydaje się to odważnym stwierdzeniem, ale w kontekście całości rozważań autora wcale nie tak nieuprawnionym. Ronald Rolheiser pokazuje, że tak opozycyjne siły, jakimi wydają się duchowość i seksualność, mogą iść z sobą w parze, a - co więcej - powinny się wspierać, tworząc wspólnie nową jakość. W dobie popkulturowego upraszczania wszelkich spraw duchowych (a także seksualnych, traktowanych mocno materialistycznie), podejście autora może okazać się rewolucyjne w skutkach. Byle tylko nie zostało zrozumiane opacznie…
Autor poszukuje sposobów na to, by doświadczyć Boga w codzienności. Wskazuje przyczyny kryzysów wiary, ale też stara się pokazać światełko w tunelu, opisując...