Drogi Edwardzie Ann Napolitano to porażająca opowieść o radzeniu sobie z traumą w cieniu dorastania. To książka o odnajdywaniu sensu życia i o chwytaniu się nawet najdrobniejszych promyków nadziei.
Dwunastoletni Edward wyrusza wraz z bliskimi w lot z Nowego Jorku do Los Angeles. Niemal 200 pasażerów wsiada na pokład airbusa ze swymi planami i marzeniami, ranami i problemami, nadziejami i troskami. Przeżyje tylko jeden z nich. Pozostali zginą w katastrofie samolotu, a ciężar ich śmierci przygniecie głównego bohatera.
Przygniecie też czytelnika, bo Drogi Edwardzie to powieść, która niesie ogromne pokłady bólu. Po krótkim wprowadzeniu w historię kilkorga bohaterów – wystarczającym, by czytelnik zdążył się poczuć z nimi związany – Napolitano dokonuje szybkiego i bolesnego cięcia. Wszyscy giną, przy życiu pozostaje tylko Edward. Następnie autorka przeplata opis kolejnych tygodni, miesięcy i lat życia chłopca już po katastrofie scenami z feralnego lotu. Czytając te fragmenty, coraz lepiej poznając współpasażerów Edwarda, coraz lepiej rozumie się to, co przywiodło ich na pokład samolotu, zarazem nieustannie wyczekując nieuchronnego finału ich historii – śmierci. W efekcie odnosi się wrażenie, jakby pasażerowie samolotu ginęli wielokrotnie i bez końca. Dzięki temu zabiegowi czytelnik może w pewien sposób wczuć się w sytuację Edwarda, który próbuje żyć dalej, choć wszystko wciąż przypomina mu o tragedii.
I to jest pierwszy ważny temat poruszony w powieści Napolitano. To, jak trudno przeżywać żałobę w dzisiejszym świecie – zwłaszcza, gdy jest ona wynikiem wielkiej tragedii, która stała się sprawą publiczną. Jak zamknąć ten rozdział ze swego życia w dobie serwisów społecznościowych, wszechobecnych dziennikarzy, wścibstwa? Jak rozpocząć nowe życie w niewielkim miasteczku, gdy wszyscy wiedzą, że to właśnie ty jesteś tym „cudownym dzieckiem”, „niezniszczalnym”, który przetrwał upadek samolotu? Można zamknąć się w sobie, znieczulić, zobojętnieć na świat. Można liczyć na to, że bliscy odseparują nas od otoczenia, dozować nam będą tylko najważniejsze informacje. Wówczas jednak żyje się w nieustającym strachu, że drobny, przypadkowy bodziec sprawi, że wspomnienia wyskoczą z zamknięcia, a ból zaleje nas w najmniej odpowiednim momencie. Zamykanie się w sobie, które wiele osób stara się narzucić Edwardowi, nie jest więc żadnym rozwiązaniem i Napolitano pokazuje to bardzo wyraźnie.
Edward bowiem, choć odseparowany od świata, nie jest niewrażliwy. Więcej: wydaje się momentami bardziej czuły na cudzy ból i smutek niż inni. Może dlatego nie chce zająć pokoiku, pierwotnie przeznaczonego dla dziecka, które stracili jego ciotka i wujek? Może dlatego tak dobrze wyczuwa, że coś niedobrego dzieje się z ich związkiem, choć – pogrążony w depresji i skoncentrowany na sobie – nie dostrzega nawet, że śpią oddzielnie? Może dlatego co noc przenosi się do sąsiedniego domu, by spać na podłodze obok swej rówieśniczki, Shay? Dlatego, że tylko ona jest z nim boleśnie szczera. Że tylko ona nie owija w bawełnę, każąc mu mierzyć się z tym, czego Edward najbardziej się obawia. Może chłopiec podświadomie czuje, że tylko w ten sposób może ruszyć dalej? Tylko w ten sposób może odkryć powód, dla którego warto każdego dnia wstać z łóżka i po prostu żyć?
Delikatna, bardzo subtelna opowieść o tym, co łączy Edwarda i Shay, o tym, jak dorastają, jak wspierają się nawzajem, jak dużo sobie wzajemnie dają, jest tym, co pozwala znieść cały ból niesiony przez książkę Napolitano. Autorka nie epatuje nim, by wywołać w czytelnikach tanie emocje. Ból ten prowadzi do współczesnego katharsis, do prawdziwej przemiany. Dzięki temu ostatecznie powieść Drogi Edwardzie nie jest tylko wiwisekcją traumy, ale naprawdę zmienia czytelnika. I daje mu nadzieję.
Książka, w której zakochali się Oprah Winfrey i Barack Obama! Autorka książki ,,Drogi Edwardzie" powraca z przejmującą historią rodzinną, w której zadaje...