Książka ks. Jana Góreckiego „Dowcipy szafarzy całkiem zwyczajnych” to świetny zbiorek ponad 1000 dowcipów i humorystycznych anegdot, których bohaterami są księża, aniołowie czy nawet sam Bóg. To pozycja, po którą warto sięgnąć, bo nie tylko pozwoli odetchnąć i uśmiechnąć się szeroko czy zabłysnąć doskonałą anegdotą w towarzystwie, ale także ukaże, że słudzy kościoła nie są zupełnie oderwani od rzeczywistości, że są nade wszystko zwykłymi ludźmi, a w ich pracy bardzo potrzebna jest pewna szczególna wrażliwość umysłu – poczucie humoru.
Ks. Górecki swą książkę podzielił na ponad 30 krótkich rozdziałów zawierających uporządkowane tematycznie anegdoty i dowcipy. Są tu więc żarty o Bogu, niebie i aniołach, o postaciach biblijnych – Chrystusie czy apostołach, o sprawach kościoła – sakramentach (m.in. pokuty), Mszy świętej, celibacie czy kolekcie, o dostojnikach kościelnych – papieżach, także – Janie Pawle II i Benedykcie XVI, biskupach i zwykłych księżach, ale także o sprawach bardziej przyziemnych – jak narzeczeństwo czy małżeństwo. Całości dopełnia humor z zeszytów – czyli co młodzież pisze w swych notatkach z religii oraz kilka lapidarnych sentencji. Jest wśród nich najważniejsza i taka, która mogłaby stanowić motto książki: „Poczucie humoru jest atrybutem Pana Boga”.
Największym atutem książki jest różnorodność zawartych w niej dowcipów – bowiem dzięki zróżnicowaniu ich tematyki, mimo sporej objętości (ponad 350 stron), Czytelnik nie czuje przesytu. Zbiorek można wertować na setki sposobów – przeglądać od pierwszej do ostatniej karty lub też otwierać na przypadkowej stronie – i można być pewnym, że na każdej z nich znajdzie się coś dla siebie.
Oczywiście, ksiądz Górecki nie jest autorem wszystkich opublikowanych w książce dowcipów. Zwykle ogranicza się on do zbierania i porządkowania tych, które krążą już wśród ludzi albo też które zostały opublikowane w gazetach, wspomnieniach lub książkach. Często źródłem cytatów staje się radio i telewizja. Zdarza się jednak, że ojciec Górecki anegdoty wzbogaca własnym ironicznym komentarzem – a wówczas pozostaje już tylko wybuchnąć śmiechem, ku zdumieniu całego otoczenia.
Trzeba podkreślić, że wszystkie dowcipy pozostają w granicach dobrego smaku, autor stara się nie urazić ani konkretnych osób, ani niczyich uczuć religijnych. Czasem jednak ostrze ironii zwraca się ku konkretnym postaciom z życia publicznego. Warto tu przytoczyć choćby następujący witz:
„Biskup Tadeusz Pieronek dostaje się do nieba. Usiadł na tronie Pana Boga. Bóg prosi poprzez archaniołów, aby biskup zwolnił niesłusznie zajęty tron. Bezskutecznie. Dopiero mały aniołek szepce coś do ucha biskupowi, który natychmiast wstaje i odchodzi. Pytają małego aniołka, co powiedział biskupowi? Pada odpowiedź: Że przyjechała telewizja i chce z księdzem biskupem przeprowadzić wywiad.”
Zasadniczą wadą zbiorku jest jednak to, że niektóre żarty zostały w niej umieszczone trochę „na siłę”, sztucznie przystosowane do realiów kościelnych i tematyki książki. Znalazło się w niej kilka kawałów z brodą, sięgającą już Antypodów.
Wśród tak wielkiej ilości (1370) dowcipów, niestety, nie dało się uniknąć kilku słabszych witzów, żartów mało zabawnych. W dodatku, czasem odnosi się wrażenie, że ten sam dowcip pojawia się w książce kilka razy – tyle, że nieco inaczej opowiedziany. Wszystkie one jednak gubią się w natłoku fenomenalnych anegdot. W niektórych z nich autor daje dowód ogromnej inteligencji i poczucia humoru. By przytoczyć chociażby taki:
„Po egzaminach wstępnych na Wydział Teologiczny Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, piszącemu te słowa, ktoś zadał pytanie: Jaki był poziom intelektualny zdających? Ks. Górecki odpowiedział: Kandydaci nie są wysokiego lotu, okno może być otwarte”
Jest jednak jeszcze jedna, o wiele bardziej poważna wada książki ks. Góreckiego. Otóż: ta książka nie jest niestety skierowana do osób pozbawionych poczucia humoru. Podobnie żadnej radości nie będą mogły z niej czerpać osoby traktujące religię śmiertelnie poważnie. Bo jednym z założeń wykładowcy Wydziału Teologicznego UŚ jest próba udowodnienia, że do niczego nie można podchodzić wyłącznie „na klęczkach”. Nawet do… Pana Boga!