Nikt nie lubi przebywać w towarzystwie fałszywych ludzi. Każdy sztuczny uśmiech, nieszczerze wypowiedziany komplement są niczym ostrze noża wżynające się w tętnicę. Po co na siłę udawać kogoś miłego?
Róża Krull nie była zachwycona, kiedy menedżer oznajmił, że podpisał papiery związane z jej zaproszeniem na zjazd pisarzy. Niecodzienna uroczystość miała się odbyć w dworku pod Krakowem, pośród bagien i pustki. Niestety, nie mogła się już z tego wycofać, więc - nieszczęśliwa - udała się na kameralną uroczystość.
Już pierwszego dnia pobytu w odrestaurowanym dworku koleżanka Róży po fachu została otruta podczas kolacji, a jej pozbawione duszy ciało upadło na ziemię na oczach gości. Uczestnicy zjazdu zaczęli obawiać się o własne życie, jednak to panna Krull zarejestrowała coś więcej niż by chciała. Otóż morderca pozostawił na miejscu zbrodni czarną różę, bezczelnie informując o wprowadzeniu do realnego świata kryminalnej fikcji, jaką kobieta opisywała w jednej ze swoich powieści. Róża wie, że musi działać na własną rękę, by odnaleźć osobę odpowiedzialną za morderstwo. Na szczęście nie jest zdana tylko na siebie. Pomóc jej mogą zafascynowany twórczością panny Krull boy hotelowy, osobisty specjalista od public relations oraz trzy szalone blogerki.
Czy ekipa złożona z amatorów szybciej znajdzie sprawcę niż prowadząca śledztwo policja? Kim jest morderca i jak daleko posunie się on w swojej chorej zabawie? Jak wiele wniosą do śledztwa fakty, które nie powinny ujrzeć światła dziennego? I czy sama Róża Krull jest bezpieczna?
Czasami lepiej wiedzieć mniej niż więcej.
Znaczący wpływ na fabułę ma zdarzenie opisane w prologu i można poczuć się nieco zaskoczonym, gdy zaledwie kilka rozdziałów poóźniej wydaje się, że poznajemy tożsamość osób odpowiedzialnych za całą intrygę. Szybko jednak okazuje się, że poszlak jest więcej niż kasjerek winnych grosik. Akcja nabiera tempa, a intryga goni intrygę. I choć może się wydawać, że poszczególne elementy układanki nie mają prawa złożyć się na spójną całość, to w rzeczywistości jest inaczej. Dodatkowym atutem powieści jest poczucie humoru, będące znakiem rozpoznawczym Alka Rogozińskiego. To nie jest lektura do autobusu czy tramwaju - wybuchy śmiechu gwarantowane. Rogoziński sprawnie też buduje napięcie i wielokrotnie zwodzi czytelników, serwując im nagłe zwroty akcji.
Ale byłby numer, gdyby nagle zaczęły tu ginąć osoby i okazałoby się, że ktoś je morduje tak samo, jak w pani książce! To by była ekscytacja level maximum!
Nieco gorzej ma się się sprawa z główną bohaterką powieści. Dość długo walczy ona o sympatię czytelników, której procenty traci przy każdym zbędnym wulgaryzmie. Sytuację ratują jej uszczypliwe uwagi, za sprawą których mogłaby otrzymać statuetkę „mistrzyni ciętej riposty”, ciekawość oraz samokrytyka. Która kobieta porównałaby samą siebie do rozchwytywanego przez media prezydenta ze względu na ułożenie włosów? Niewielu autorów potrafi przyznać się do błędów w swoich książkach, a Róża czyni to bezpośrednio, wręcz ganiąc się za własną głupotę. Za sprawą tych drobnych cech charakteru lubująca się w łacinie podwórkowej Róża może zyskać choć trochę sympatii.
Równie interesująco wypadają pozostali bohaterowie powieści, a więc znana z innych książek autora twardo stąpająca po ziemi Betty, niezwykle zazdrosna o swojego mężczyznę, czyli o prowadzącego śledztwo w dworku komisarza Krzysztofa Darskiego. Gdy ten wypełnia swoje obowiązki, Betty służy mu pomocą, przechadzając się między uczestnikami zjazdu i zbierając dodatkowe dowody. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie używała w komunikacji ze światem tego jadu, do którego zdążyliśmy już przywyknąć. Z kolei tajemniczy rozmówcy powiązani z głównym wątkiem są chyba największymi gwiazdami książki (oczywiście zaraz po nieboszczykach). Ich konwersacje zostały ukazane w taki sposób, aby czytelnik nie miał możliwości przedwczesnego poznania ich tożsamości. Zdecydowanie - Rogoziński doskonale zaplanował swą powieść.
[...] Podobnie żałobne są jej książki. Pięć stron i zaczynasz się zastanawiać, czego lepiej poszukać. Żyletki, żeby się pociąć, czy sznura, żeby się powiesić...
Zazwyczaj powieści kryminalne mają przede wszystkim wywoływać dreszcze na całym ciele oraz potęgować ciekawość. Chwil wytchnienia, rozładowania nerwów poprzez śmiech można w nich ze świecą szukać. W tym przypadku jest inaczej. Alek Rogoziński raz jeszcze udowadnia, że poczucie humoru może niesamowicie wzbogacić konwencję kryminału. W przypadku jego powieści mamy do czynienia z bardzo interesującym połączeniem mrożącej krew w żyłach fabuły i nieustannego bólu szczęki, która wręcz prosi o emeryturę po niepowstrzymywanym chichocie.
Autor z powieści na powieść doskonali swój warsztat, łącząc komedię z kryminałem, stosując coraz bardziej zaskakujące porównania czy zjadliwie komentując rzeczywistość. Może za dużo jest w tej powieści wulgaryzmów, nie da się jednak ukryć, że Do trzech razy śmierć to jedna z najlepszych książek Rogozińskiego.
To miał być najszczęśliwszy dzień w życiu Róży Krull! Gotowa już była suknia z welonem, w urzędzie stanu cywilnego na pisarkę czekała rodzina i przyjaciele...
Czy kiedykolwiek miałaś ochotę zabić swojego szefa? Sandra, szefowa pisma "Marzenia i sekrety", jest atrakcyjną singielką i fanką Tindera. Martyna...