"Dłonie" to opowieść o losach pięciu kobiet, młodych utalentowanych artystek- Marii, Sary, Doroty, Anny i Mai. Poznajemy je po raz pierwszy w rozmaitych okolicznościach. Maria właśnie przyjechała na dalsze studia do Paryża.. Sara podąża pociągiem do Warszawy, żeby uporządkować spuściznę malarską po swej zmarłej sławnej matce. Dorota namalowała właśnie swoje najważniejsze dzieło. Jest to tryptyk inspirowany kartami Tarota, jak zresztą wiele jej obrazów. Fascynacja tymi motywami trwa u niej od czasu, gdy jako osiemnastoletnia dziewczyna usłyszała przepowiednię dotyczącą swego życia z ust wróżki posługującej się właśnie Tarotem. Anna wybiera się na spotkanie z chłopakiem, ale skrycie myśli o innym, z którym związek jej nie wyszedł. Majka z kolei przyjechała na zjazd absolwentów liceum plastycznego. Z każdą z artystek spotykamy się jeszcze później niejednokrotnie. Poznajemy zarówno dalsze losy, jak i wspomnienia. Związek ze sztuką to nie jedyne, co ich łączy. Wszystkie są kobietami w drodze. Każda z nich poszukuje (lub poszukiwała): stałego miejsca (cały czas żyją przecież na walizkach), prawdziwej miłości, przyjaźni, jak najlepszych środków wyrazu w wybranej przez siebie dziedzinie sztuki, porozumienia ze światem... Jednak losy i poszukiwania tych kobiet to nie jedyna treść książki. Wiele miejsca poświęconego jest sposobowi, w jaki sztuka przemawia do nas, o jej sile poruszania ludzkich serc.
Jest to także opowieść o trudności porozumienia się artysty z odbiorcami. Sara na przykład nie rozumie malarstwa swojej matki. Irytuje ją, że wszyscy doszukują się w nim symboli. Mówi otwarcie: "Nie znam złożonej symboliki malarstwa. Nie potrafię czytać w obrazach. Dla mnie namalowana kobieta z perłą to po prostu namalowana kobieta z perłą, podczas gdy inni powiedzą, że to płacząca kobieta, ponieważ perła symbolizuje łzy. Nie rozumiem tych ludzi i ich logiki: po co zaszyfrowywać płacz, skoro można po prostu namalować łzy na twarzy i będzie to bardziej czytelne?" Ze zrozumieniem nie spotyka się także najważniejsze dzieło Doroty- wspomniany tryptyk. Ludzie dopatrują się w nim wpływów średniowiecza i roli kobiety w tamtej epoce, podczas gdy artystka namalowała po prostu swój symboliczny portret... Jeśli chciałoby się przyrównać tę lekturę do dzieła sztuki, byłaby to z pewnością współczesna instalacja. Ruchoma i ze zmienną grą światłocieni, za każdym odczytaniem książki odkrywamy bowiem coś nowego.
Kalina Beluch