Jedną z najbardziej znanych operacji wojskowych w historii jest na pewno D-Day, czyli lądowanie w Normandii, opisane już w chyba setce rozmaitych publikacji dostępnych na księgarnianych półkach. A jednak ostatnie słowo na temat operacji Overlord nie zostało jeszcze powiedziane, co udowadnia czytelnikowi jeden z popularniejszych ostatnio historyków przybliżających przeciętnemu czytelnikowi dzieje II wojny, Antony Beevor, w swoim najnowszym dziele „D-Day. Bitwa o Normandię”, w którym pokazuje, jak wyglądała walka ze wszystkich trzech perspektyw: Niemców, Amerykanów z Brytyjczykami oraz, tak często pomijanej, perspektywy ludności cywilnej Francji.
„D – Day” nie jest oczywiście epokowym dziełem, ujawniającym całkowicie nieznane dotychczas oblicze lądowania, zapierające dech w piersiach swoją niezależnością i innowacyjnością, ale nie jest to także powielenie wcześniej wydanych opracowań, do znudzenia roztkliwiających się nad Pattonem albo Eisenhowerem. Autor uczynił rzecz prostą a genialną – zrobił krok do tyłu, "zapominając", co powypisywali inni, po czym sam omiótł wzrokiem pole bitwy, nie skupiając się tylko na szczycie drabiny dowodzenia, ale schodząc też na niziny. Mamy tu więc obowiązkowe opisy rozgrywek między dowództwem brytyjskim a amerykańskim, zatargi między Hitlerem a jego generałami, długie relacje z posunięć taktycznych i strategicznych, ale również wspomnienia szeregowych żołnierzy, fragmenty wyjęte z pamiętników mieszkańców Normandii, próby rekonstrukcji życia codziennego podczas ataku… A to zasługuje na baczniejszą uwagę, gdyż dziwnym trafem większość historyków wojskowości, a tacy zabierają się za D-Day, uznaje cywilne sprawy za niewarte uwagi, banalne i nudne aż do bólu. Dla czytelnika, który z bólem właśnie przedziera się przez fascynujące opisy działań taktycznych, nawet małe dawki tych znacznie bliższych mu problemów (skąd brano chleb? Jak zachowywały się dzieci względem Aliantów?) są balsamem dla duszy.
Beevor przyzwyczaił nas już w swoich poprzednich książkach (wszystkich zresztą znakomitych) do pedantycznej dokładności i zgrabnej organizacji tekstu. Tym razem też nie zawodzi, serwując spragnionym rzetelnego, spokojnego i rzeczowego podejścia czytelnikom odpowiednio wyważoną mieszankę faktów, anegdot i ciekawostek, ułożonych chronologicznie, bez zbędnych i irytujących skoków raz w przód, raz w tył, a potem - na boki. Wiemy dokładnie, kiedy, co, gdzie i jak; dygresje, choć liczne i najbardziej chyba interesujące w całej lekturze, zawsze pasują do opisywanych wydarzeń. Nie zdarza się, jak u niektórych, także świetnych, historyków, że jakaś uwaga, opis czy dywagacja zostaje do narracji "przyklejona", bez ładu i składu, bo autorowi się właśnie coś "przypomniało".
Podobnie, jak zalety, tak i wady powielają się z książki na książkę. Pedanteria Beevora i rozległość ujęcia skutkuje często powstaniem fragmentów całkowicie czytelnikoodpornych – próba przedarcia się przez niektóre opisy samych działań wojennych może skończyć się zbieraniem owej książki z podłogi, na którą w przypływie frustracji została ona ciśnięta. Dla mniej obeznanego z historią czytelnika męczące może być także milczące założenie autora, że wszyscy wiedzą, kto jest kim i co dokładnie działo się wcześniej. Jeśli nasza wiedza o okupowanej Francji kończy się na tym, że był ktoś o nazwisku de Gaulle, a w Casablance można było spotkać przystojnych Amerykanów prowadzących bar – lektura może być nieco bolesna.
Ale jednak, pomimo tego, „D – Day” broni się jako jedna z najciekawszych obecnie pozycji książkowych na rynku. Antony Beevor nie stracił formy i dalej oferuje spragnionemu porządnej i interesującej książki historycznej czytelnikowi świetną rozrywkę. Może nie jest to lekka lektura na plażę – ale nie zawiedzie tych, którzy szukają informacji podanych w uporządkowany, a jednocześnie - ciekawy sposób. Jest to dzieło naprawdę warte przeczytania i poświęcenia mu chociaż tych kilku godzin wzmożonej uwagi.
Przełomowa panorama drugiej wojny światowej. Dzieło życia prekursora nowoczesnej historii wojskowości . Pisząc swój niezapomniany "Stalingrad", Antony...
Największa i najbardziej krwawa bitwa niemieckich spadochroniarzy!\r\nTragedia ludności cywilnej na miarę Powstania Warszawskiego.\r\n\r\nKiedy siedemdziesiąt...