Zaspokoić ciekawość dziecka
Ciekawskie dzieci - a może raczej ich otoczenie (rodzice, opiekunowie, nauczyciele) - nie mają łatwo. Dzieci zadają pytania na które przeciętna osoba często odpowiedzieć nie może, bo musiałaby być omnibusem. Z pomocą czasami przychodzą książki - to mniej popularny, bardziej uciążliwy i kosztowny sposób, czasami internet - „ciocia” Wikipedia odpowie na prawie wszystkie pytania, a „wujek” Google potrafi się powymądrzać na każdy temat. Problemem w przypadku sięgania w otchłanie mądrości sieciowej jest tylko to, na ile informacje tam znalezione są wiarygodne. Wszak można tam odnaleźć wszystko, co tylko pomyśli głowa, czasami coś wprost sprzecznego z ogólnie przyjętą, empirycznie potwierdzoną wiedzą.
Książka Czy słonie boją się myszy. Historyjki dla ciekawskich dzieci Christiana Drellera próbuje odpowiedzieć na kilka pytań, które być może nurtują ciekawskie dzieci. Odpowiedzi są ubrane w formę krótkich, lekkich, zabawnych opowiadań o fabule z życia wziętej. Pytania pojawiają się przy okazji zwykłych sytuacji: pracy w ogródku, wyjazdu na wycieczkę, spaceru. Odpowiedzi na nie formułowane są w oparciu o wiedzę wyniesioną ze szkoły, wynikającą z doświadczenia zawodowego, wyrażaną przez fachowca. Konfrontowane są obiegowe opinie z czymś, co zostało zbadane i potwierdzone. I tu pojawia się momentami odrobina niepewności. O ile bowiem fakty takie jak np. istnienie różnych gatunków biedronek, których skrzydełka są upiększone różną liczbą czarnych kropek jest faktem naukowym czyli zbadanym, potwierdzonym i powszechnie akceptowanym w świecie nauki, o tyle niektóre argumenty na rzecz jakiegoś stwierdzenia są zwyczajnie mało przekonujące. Na pytanie czy czytanie przy słabym świetle psuje wzrok w opowiadaniu odpowiada anonimowy artykuł wzięty z internetu, w którym pewien okulista udowadnia, że nie jest to prawdą. Owszem, można założyć, że skoro jest to artykuł napisany przez okulistę, który tezę jakoś udowadnia, to jest to prawda, ale to trochę za mało. Naukowe stwierdzenie wymaga ścisłych procedur, wielokrotnego potwierdzenia niezależnych badaczy. To, że ktoś uważa, że coś udowodnił, to stanowczo za mało. W matematyce, fizyce dowody ważnych twierdzeń są weryfikowane niezależnie przez różne gremia fachowców z danego działu i dopiero powszechna akceptacja środowiska jest potwierdzeniem prawidłowości toku rozumowania i wysuniętych wniosków. Nie wystarczy, że ktoś opublikuje coś w Sieci i stwierdzi, że udało mu się to udowodnić. Chyba, że z definicji uważamy naukowców i specjalistów za osoby nieomylne. Z tym - jak uczy historia nauki - należy być ostrożnym, bowiem nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Chodzi też o to, żeby nie mieszać stwierdzeń, których prawdziwość jest potwierdzona na zupełnie innych poziomach pewności. Warto uczyć dzieci odpowiedniego krytycyzmu, ale nie poprzez jego brak dla pojedynczych, nie potwierdzonych stwierdzeń. Podważając jakiś sąd czy opinię, nie opierać tego na niepewnych źródłach, własnym przekonaniu, zasłyszanym czy przeczytanym gdzieś zdaniu.
Potoczne opinie rzeczywiście nie zawsze są prawdziwe, choć niektóre z nich pojawiające się w książce Czy słonie boją się myszy usłyszałem pierwszy raz w życiu, jak na przykład tę o krukach - złych rodzicach. Cóż, pewnie zależy to od konkretnego środowiska, w którym się obracamy. Być może w Niemczech panuje przekonanie, że kruki są złymi ptasimi rodzicami. U nas za wyrodną ptasią mamę uchodzi kukułka, która podobno podrzuca swoje jajka do gniazd innych ptaków.
Książka jest ładnie wydana i starannie ilustrowana. Układ graficzny tekstu oraz ilustracji jest nowoczesny. Rysunki nie przytłaczają, są zabawne, stworzone uproszczoną kreską, trochę komiksowe, utrzymane w pastelowych kolorach. Język użyty w książce nie jest zbyt prosty. Wiele zdań jest dość złożonych np. Z głębokim namysłem przygląda się czekoladowym figurkom Świętego Mikołaja, ktore równym rządkiem stoją pod choinką na grubej warstwie obsypanych igieł i wyglądają bardzo markotnie czy Te wybrzuszenia i wgięcia powstają dlatego, że siła przyciągania nie rozkłada się równomiernie i nie wszędzie ma taką samą wartość. Wydaje się, że dziecko musi posiadać już nie tylko pewien zasób słownictwa, ale i wiedzy, inaczej nie zrozumienie wielu zdań. Docelowym odbiorcą książki są raczej dzieci ze starszych klas podstawówki niż przedszkolaki, choć zależy to przede wszystkim od konkretnego opowiadania.
Niektóre z zawartych w książce historyjek mają za cel nie tylko obalanie obiegowych, nie do końca zgodnych z prawdą opinii, ale również aspekt dydaktyczny. Tak jest w przypadku historii o Antku, który lubi frytki. Co prawda opinia, że frytki nie są niezdrowe sprowadzona tylko do ich umiarkowanej kaloryczności jest co najmniej uproszczona (a co z wysokim stopniem przetworzenia ziemniaków w niektórych przypadkach, co z soleniem?), ale zgadzam się, że frytki jedzone z umiarem są równie akceptowalne, jak spożywane czasami ciastka, batoniki czy pizze. Ilość czyni różnicę, podobnie jak ruch, uprawianie sportu, mniej siedzący tryb życia. Tego typu opowiadania pouczają i pokazują właściwe zachowania w nienachalny sposób.
Czy bakterie szkodzą zdrowiu? Dlaczego byki szaleją na widok czerwonej płachty? Jaka była flaga piratów? Czy połknięta guma do żucia może przykleić się do żołądka? Odpowiedzi na te pytania, podane w dość atrakcyjnej formie, można znaleźć w ksiące Czy słonie boją się myszy. Warto jednak porozmawiać z dzieckiem, wytłumaczyć mu w miarę możliwości szerzej pewne stwierdzenia. Wykorzystać okazję, by nauczyć dziecko krytycznego myślenia i dostrzegania wieloznaczności, uproszczeń lub nieprawdziwości wielu obiegowych stwierdzeń.
Dwadzieścia dwie zabawne i pomysłowe historyjki dają odpowiedzi na najrozmaitsze dziecięce pytania, wspierając rodziców we wprowadzaniu ciekawskich...
Czy liczba kropek zdradza wiek biedronki? A dżdżownice lubią deszcz? Keczup wymyślono w Ameryce? Ziemia jest regularną kulą? A w Kosmosie panuje idealna...