Trzeci tom serii szetlandzkiej Ann Cleeves to pokaźna pozycja z ciekawą okładką. Każdy okładkowy praise zapowiada wspaniałe doznania, obrazek pod tytułem kreuje mroczny, zimny klimat, szare i bure krajobrazy, lód, mgłę i odludzie. Aż się prosi o jakiś dreszczyk. No i mamy dreszczyk. Nie dość, że Szetlandy, czyli miejsce położone prawie na końcu świata, to jeszcze zimno i na dodatek wykopaliska. Ludzie na Wyspach są, wiadomo, spokojni i raczej mało żywiołowi, zamknięci w sobie. Tu wszystko się trzyma w obrębie własnego domu, tu nie opowiada się serdecznie na prawo i lewo, co się wydarzyło w obejściu. Lepiej się napić ciemnego/jasnego piwa i w ciszy przemilczeć niewygodne historie. A takie istnieją, bo niewygodne historie są wszędzie – lubią zarówno gorące greckie wyspy, jak i zimne tereny nad Morzem Północnym.
No i te wykopaliska. Trochę tutaj ni przypiął, ni przyłatał, można się było bez nich odejść, urozmaiciły nieco krajobraz zbrodni, ale czy były niezbędne? Cleeves bardzo chciała odmalować ten zamknięty świat z jego fobiami, i to jest oczywiste, ale każdy, kto jest przy zdrowych zmysłach, wie, że Szetlandy to nie Nowy Jork, tu wszystko jest w odosobnieniu i nie trzeba aż tak mocno kopać, by zrozumieć, że w takim otoczeniu ludzie pamiętają każdy twój błąd przez kolejne trzy pokolenia i nie ma siły, aby jakaś ciemna sprawa poszła ot, tak, w zapomnienie. Wystarczy nieco subtelniej to zaznaczyć, nie trzeba od razu wzywać na pomoc archeologów.
Zaczyna się nieźle, potem akcja się rozwija i zupełnie umiera. Czytelnik błąka się od jednego mieszkańca wyspy do drugiego, poznając jego fobie i dramaty, zastanawiając się, czy ma jeszcze ręku kryminał, czy to już mroczna obyczajówka. No i czuje, że zabójcą jest... – bo wielkiego wyboru nie ma. Pozostaje jeszcze opcja wyciągnięcia zabójcy z kapelusza, czyli znalezienie jakiejś praprawnuczki, która nagle wkracza do akcji, ale Cleeves z tego rozwiązania nie skorzystała. Pozwoliła czytelnikowi odgadnąć samemu. Szkoda, że już w połowie akcji.
Bohaterowie są pełnokrwiści, nie rozczarowują. Idealnie pasują do mglistego krajobrazu Szetlandów, ze swoją powściągliwością i tłumionymi emocjami. Takich właśnie należałoby oczekiwać. Stąd każda gorącokrwista postać na wyspie od razu zakłóca krajobraz i budzi podejrzenia. Ale wiemy, że rasowy pisarz kryminałów nie po to wprowadza rudą piękność, aby ją oskarżyć o zabójstwo, ale by odciągnąć naszą uwagę od kogoś, kto w ogóle na mordercę się nie nadaje – no, może prawie, bo jak wiadomo, zbrodnie popełnia się albo z miłości, albo dla pieniędzy, a czasami z miłości do pieniędzy. W każdym razie śmierć jest, deszcz jest, mgła jest, są elementy prowadzące nas na manowce, są oczekiwania. Te nie do końca zostały spełnione. Może dlatego, że w świecie, gdzie powściągliwość jest normą, rozwlekłość opowieści staje się poważną wadą? I nie chodzi tu o tempo prowadzonej akcji, to nie drażni. Męczy poczucie, że pod podszewką tego pomysłu nie ma za wiele. I to rozczarowuje.
To smutne, że tak wspaniałe otoczenie nie zostało lepiej wykorzystane. W końcu jeśli sięgamy po mroczny krajobraz, to po to, aby poznać naprawdę ciemne zakamarki ludzkiej duszy, podlane wiecznym deszczem, a nie lekkie rodzinne rozterki. Czekam na kolejny kryminał autorstwa Ann Cleeves. Ten tom zachęcił mnie jedynie do wycieczki na Wyspy Szetlandzkie. Powściągliwi ludzie i mgła. Doskonała sceneria do przemyśleń.
Poznaj jednotomową powieść Ann Cleeves, autorki bestsellerowej Serii Szetlandzkiej. Możesz pogrzebać duchy przeszłości. Jednak te nie przestaną cię nawiedzać...
Elektryzujący finał serii szetlandzkiej! Angielska rodzina – Helena i Daniel Flemingowie – postanawia przenieść się na Szetlandy. Mają nadzieję...