W „Klubie srebrnego klucza” wydawnictwo Zysk i S-ka przypomina kryminały dawniej popularnie zwane powieściami „z kluczykiem” – zapewnia w ten sposób odbiorcom rozrywkowy powrót do przeszłości, ale i zwraca uwagę na dziś już zarzuconą poetykę książek z kręgu literatury masowej, niegdyś modną, obecnie – czasami śmieszną, tak bardzo skostniałą.
„Czas zatrzymuje się dla umarłych” Andrzeja Wydrzyńskiego to typowy przykład powieści milicyjnej. Rozwiązania, które stosował w tej publikacji autor, współcześnie należą do odrzucanych bądź wykpiwanych przez pisarzy kryminałów (najbardziej standardowy okazuje się motyw świadka, który ginie w niewyjaśnionych okolicznościach na krótko przed złożeniem zeznań). Powracają tu szare czasy PRL-u, ale we wznowieniu funkcjonują także w nowej roli – nabierają wartości historycznej, nie są tylko i wyłącznie sposobem na uwiarygodnienie świata powieściowego, a nadają historii charakterystycznego, wyrazistego klimatu – w lekturze na początku XXI wieku wyraźnie widocznego.
Kasjer Emil Ząbek zostaje zamordowany w wyjątkowo okrutny sposób: zamknięty w sejfie przez kilka godzin rozpaczliwie próbuje się wydostać, w końcu, resztką sił, wyskrobuje na ścianie swojego nietypowego więzienia trzy litery, które mogą pomóc w ujęciu sprawcy, ale – jak to w kryminałach bywa – początkowo mocno komplikują śledztwo. Na szczęście kapitan Paweł Wójcik zna się na swoim fachu i nie boi się stosowania niekonwencjonalnych metod: nie podda się nawet wtedy, gdy jego przełożeni zadecydują o kadrowych roszadach. Tyle o fabule, zresztą w recenzji kryminału lepiej nie zdradzać zbyt wielu szczegółów. Natomiast na przykładzie książki „Czas zatrzymuje się dla umarłych” dałoby się bez większego trudu wyznaczyć cechy charakterystyczne powieści milicyjnej, które w toku ewolucji kryminału zostały przekute na tradycję negatywną.
Można powiedzieć, że rozwiązania, które wykorzystywał Andrzej Wydrzyński stały się integralną częścią tego gatunku, dopóki nie nastąpił przesyt nimi – i w konsekwencji karykaturalizacja chwytów. Narrację prowadzi główny bohater, kapitan Wójcik. To typowy śledczy-detektyw, postać błyskotliwa, o analitycznym umyśle. Wójcik snuje opowieść, sam sobie zadaje pytania, rozważa wątpliwości, komentuje bieżące wydarzenia. Nie przeoczy żadnego szczegółu, który mógłby się okazać istotny dla śledztwa – czasem nawet nadinterpretuje fakty, zbyt wiele wnioskuje na podstawie nieoczywistych przesłanek, podejmuje ryzyko w nierównej walce z przestępcami. W charakterystyce tej postaci uderza jednak coś jeszcze: kapitan Wójcik to nie bohater papierowy – zdarza mu się popełniać błędy. Skazy na życiorysie mają odbrązowić tego człowieka, uczynić go bardziej ludzkim, więc i bliższym czytelnikom.
Dziś zabiegi Andrzeja Wydrzyńskiego mogą bawić, rażą niekiedy schematycznością, są przewidywalne – ale przecież należały do nowatorskich mechanizmów i zestarzały się w wyniku rozwoju kryminału. Fakt, że kapitan Wójcik prowadzi czytelników przez całą fabułę ma uwiarygodnić opowieść i nadać jej dynamiki. Nie zapobiega jednak obnażaniu konwencji – spojrzenie na lekturę po czterdziestu latach będzie niewątpliwie ciekawym doświadczeniem. W tej powieści zwraca uwagę próba wprowadzenia do motywów sensacyjnych elementu obyczajowego – jednak prezentowanie życia uczuciowego kapitana Wójcika, wykreowanego na twardziela, byłoby raczej zbyt rewolucyjnym posunięciem. Pozostaje zatem śledzenie przenikliwych poszukiwań, podbarwionych emocjonującą fabułą. Przy realistycznych i ostro zarysowanych rozwiązaniach dziwić może nieco oniryczne zakończenie – to niespodzianka dla odbiorców, wcześniej nie sugerowana.
Izabela Mikrut