Bronisław Wildstein podjął się nie lada wyzwania – zamiast doraźnej publicystyki, ujętej w formułę powieści (czy też trochę pretekstowej powieści, jak w przypadku udanego „Zgreda” Ziemkiewicza), porwał się na rodzinną sagę, która ma charakter epopei.
Opisując z rozmachem dzieje rodziny Broków na przestrzeni stulecia, autor cofa się do rewolucji październikowej i masakry pod Pińskiem, aby skończyć swoją opowieść w czasach współczesnych. „Czas niedokonany” jest opowieścią o Polsce, ale Wildstein pisze też o Rosji – zarówno tej ogarniętej rewolucyjnym wrzeniem, porewolucyjnymi czystkami (przybliżając na przykład w dosadnych opisach terror czekistów), jak i tej współczesnej, putinowskiej. Nawiązuje do historii Niemiec - rodzącego się, a później krótkotrwale triumfującego, nazizmu. Wreszcie: znajduje też sposobność, by wspomnieć o Ameryce, którą zredefiniowały zamachy z 11 września.
Skupmy się jednak na Polsce, bo przecież ona jest główną areną, na której rozgrywają się losy bohaterów. Ideologiczny spór (nie mylić z politycznym, choć bez wątpienia również tutaj znajduje on praktyczne przełożenie), jaki dzieli Polaków, przekłada się też na literaturę III RP. Po jednej stronie mamy pisarzy uciekających od oceny współczesności, strojących głupie miny i bawiących się formą, albo też dokonujących rozrachunków z „balastem polskości”, „demonami patriotyzmu”, „moherami oddalającymi nas od europejskich standardów”, po drugiej zaś tych, którzy nie ukrywają, że III RP nigdy ich państwem nie była, a problemem Polski jest fundament kłamstwa założycielskiego (Okrągłego Stołu) oraz towarzyszące mu brak rozliczeń i faktyczna kontynuacja personalna i instytucjonalna. Autor stawia się po tej drugiej stronie, ale mimo wyraźnego przesłania, które swoją powieścią buduje, zasadniczo stara się powściągać publicystyczną emocjonalność. To, co Czesław Bielecki zarysował w swoim „Scenarzyście”, Wildstein z rozmachem kontynuuje w „Czasie niedokonanym”. W pokoleniowej opowieści o rodzinie Broków historia miesza się z etyką – wybory, przed którymi stają bohaterowie i próby, którym są poddawani, definiują ich człowieczeństwo. Autor nie ucieka od wyraźnych ocen, ale też stara się, by nie była to opowieść łopatologicznie jednostronna w wymowie. Jedna z niezłomnych bohaterek zostaje formalnie uwikłana we współpracę z bezpieką, wbrew swojej woli i mimo braku zgody. Konformiści (reprezentowani między innymi przez redaktora wpływowego magazynu, który kojarzyć się może z „Polityką”) zostają poddani krytyce, ale też znajdują okazję, by przedstawić swoje racje. Wraca też temat Pyjasa i innych spraw z udziałem „nieznanych sprawców”. Właśnie brak rozliczenia za komunistyczne zbrodnie, rozpychanie się w III RP skompromitowanych ideologów, kapusiów i innych praktyków kreowanych w nowej Polsce na profesjonalistów i autorytety moralne oraz afery sięgające korzeniami do PRL przywodzą na myśl gorzką refleksję o bylejakości państwa i jego instytucji, każą kwestionować uczciwość pewnych założeń czy nawet pełnię albo istotę wolności.
Parę słów o wadach. Książka nie do końca przekonuje w warstwie dialogowej, niektórym rozmowom brakuje po prostu gracji i naturalności - bywają publicystycznie ociężałe. Trochę trudno też przebrnąć przez przytłaczający początek, choć naprawdę warto uzbroić się w odrobinę cierpliwości, bowiem z biegiem czasu Wildsteinowi udaje się już prowadzić swoją opowieść sprawnie, ciekawie i, mimo ilości stron, wciągać i angażować czytelnika w zawiłe koleje losu swoich bohaterów.
Z uwagi na podjętą tematykę i towarzyszący jej rozmach nie jest to może pozycja łatwa, ale z pewnością warta poznania i godna odnotowania. Literackiego wyzwania, którego podjął się Wildstein nie sposób bowiem zlekceważyć – nawet, jeśli komuś nie po drodze z wyrażonymi w „Czasie niedokonanym” poglądami. Dlatego polecam czytelniczej uwadze.
Autor wprowadza czytelnika w świat byłych agentów SB, doskonale radzących sobie w świecie biznesu i mediów, ukazuje ich zależności i powiązania z politykami...
Żyjemy w świecie przebierańców i odwróconych pojęć. To, co deklarowane jest oficjalnie jako oczywistość, oczywiste wcale nie jest. Dominująca ideologia...