Powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Swego rodzaju połączenie „Fargo” z „Twin Peaks”. Mała dziewczynka wyjeżdża przed wieczorem na żółtym rowerku do kiosku po słodycze. Znika. Przepada, rozpływa się we mgle. Jej matka i najbliższa rodzina popadają w rozpacz. W małym miasteczku nikt nie krzywdzi dziewczynek. W małym miasteczku wszyscy są dobrzy, żyją swoimi sprawami, kochają dzieci i uczciwie pracują na swoje wydatki.
A jednak mała Ida nie wróciła do domu. Choć wszyscy mieszkańcy rzucili się do pomocy, inspektor Sejer podejrzewa, że ktoś tu nie mówi całej prawdy.
Czarne sekundy to doskonały opis prowincjonalnego norweskiego miasteczka. Ludzie nie są tu wylewni, utrzymują dystans, są powściągliwi. Wielka polityka została w dalekim Oslo i w jeszcze dalszej Kopenhadze. Tu żyje się lokalnymi problemami, nie mówi się o tym, co rozpala ludzi w metropoliach. Poza tym ludzie są tacy, jak wszędzie. Kłamią, zdradzają i nie chcą ponosić odpowiedzialności nawet wtedy, gdy zło przydarza się im przypadkiem.
Świat bohaterów tej powieści jest ukazany przez szkło powiększające. Badamy ich niczym rzadkie motyle, zaglądamy do ich domów i wyciągamy spod starych dywanów zamiecione tam śmieci i wstydliwe rodzinne brudy. Wraz z narratorem przyglądamy się ich kłopotom, poznajemy lęki i pytamy o to, kto odważył się uprowadzić dziecko, będące jedynym wsparciem samotnej, rozwiedzionej kobiety. Nie ma tu krwawych scen, makabry, widowiskowych rozdziałów rodem z Hollywood. Zło jest przyczajone, banalne, tym straszliwsze, że takie „rodzinne”, zwyczajne, udomowione. W tym świecie wszystko jest możliwe, bo jesteśmy oswojeni z niebezpieczeństwem i nie potrafimy o tym mówić.
Najsłabszym ogniwem tej historii jest zakończenie. Dość szybko otrzymujemy sygnały pozwalające wyjaśnić zagadkę zaginięcia Idy. Wariantywność rozwiązania jest mocno ograniczona, ale dzięki temu uwaga czytelnika koncentruje się na postaciach. Bardzo dobrze skonstruowani bohaterowie, bez cech szczególnie ich wyróżniających, prawie przezroczyści, zwyczajni i prości, wręcz gładcy, przerażają. Są jednymi z nas, czytelników, ludzi tak samo narażonych na czające się wszędzie nieszczęście.
Kolejna już na polskim rynku wydawniczym powieść Karin Fossum nie rozczarowuje. To raczej doskonała lektura na wieczór niż długa opowieść na wiele nocy. A jednak warto po nią sięgnąć. Może pozwoli nam inaczej spojrzeć na bliskich, którzy zawsze są z nami i zawsze nas potrzebują. Polecam.
Dwóch znudzonych nastolatków krąży po mieście, szukając rozrywki i pieniędzy na kilka piw w barze. Niewinny wieczór uruchamia łańcuch tragicznych zdarzeń...
Karin Fossum uznawana jest za jedną z najlepszych autorek kryminałów na świecie. Tłumaczona na kilkanaście języków, doceniana jest w szczególności...