Podobno żyjemy w znakomitych czasach. Postęp technologiczny sprawił, że wiele prac wykonują za nas maszyny. Dlaczego więc żyjemy w ciągłym biegu i wiecznie gdzieś się spóźniamy? Niestety, każdego dnia coraz wyżej stawiana jest każdemu z nas poprzeczka kolejnych wyzwań. Trzeba spełniać się zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej, a najlepiej, by rozwój ten przebiegał równolegle. Czy więc nie byłoby najlepiej wydłużyć dobę, wyczarować dodatkowe godziny na pielęgnowanie pasji, spędzanie czasu z rodziną i... nadgodzin w pracy. Jakie byłyby jednak konsekwencje takiej ingerencji w czas? Opisuje je powieść Kamy Wicoff.
Jennifer Sharpe, 39-letnia rozwódka, matka dwóch chłopców, z pełnoetatową, ogromnie stresującą pracą, nieustannie walczy z wyrzutami sumienia. Dopadają ją zarówno wtedy, gdy w pracy oczekuje się od niej większego czasowego zaangażowania, a ona zmuszona jest zająć się swoimi pociechami, jak również wtedy, kiedy nie może z chłopcami spędzić czasu, nawet jeśli wie, że to dla nich bardzo ważne. Regularnie zadaje sobie pytanie, jak z życiowymi wyzwaniami radzą sobie inne matki. Marzy, by choć na jeden dzień móc się sklonować i nadrobić piętrzące się zaległości. Któregoś dnia kobieta przypadkowo zauważa na swoim telefonie nową aplikację. Wkrótce okazuje się, że przy jej pomocy będzie mogła jednocześnie znaleźć się w kilku miejscach, uszczęśliwiając całe otoczenie. Czy jednak sama stanie się dzięki temu bardziej szczęśliwa i spełniona?
Pomysł wydaje się mocno naciągany i nieszczególnie atrakcyjny. Wystarczy jednak przeczytać kilka stron, by przekonać się, że książka oferuje o wiele więcej, niż można by było początkowo zakładać. Z czasem trudno oderwać się od lektury przed poznaniem finału tej interesującej historii. Historii, która naprawdę skłania do myślenia...
Zwraca uwagę język całej historii. Przystępny, ale barwny. Widać, że autorka ma spore umiejętności, a książkę czyta się dużo lepiej niż większość dostępnych na rynku „czytadeł". To jednak, co jest najważniejsze, to poruszanie w powieści tematy. Presja wywierana na kobiety, które powinny realizować się w każdej roli, próba dążenia do zupełnie abstrakcyjnych ideałów, uzależnienie od telefonów i elektronicznych urządzeń służących „organizacji czasu", ale również (uwaga!) gorsze traktowanie kobiet w środowisku naukowym.
Autorka bardzo umiejętnie opisuje szaleńczy pęd życia, nieustanną walkę z czasem, którą nierzadko sami prowokujemy. Nakazuje zastanowić się nad tym, czy faktycznie trzeba robić wciąż „więcej" i „szybciej", by żyć „lepiej". Historia głównej bohaterki pokazuje, że rozwiązanie problemu nie tkwi w próbach „rozciągnięcia" doby do nieskończoności, a w umiejętności dobierania priorytetów, rezygnowania z tego, co nas jedynie obciąża i potęguje wyrzuty sumienia. Dla wielu osób prawdziwym koszmarem okazuje się dzień, w którym zapomną zabrać z sobą telefonu. Zastanówmy się jednak nad tym, czy świat naprawdę się zawali, jeśli na każdą nadchodzącą wiadomość nie odpowiemy w ciągu minuty? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale wyciągnięcie odpowiednich wniosków i wcielenie ich w życie nie jest już takie proste...
Niezależnie od ich starań, w wielu środowiskach kobiety nadal postrzegane są jako pracownicy drugiej kategorii. Nadal otrzymują mniejsze wynagrodzenia, rzadziej obejmują kierownicze stanowiska, a wszystko dlatego, że inni uważają je za mniej dyspozycyjne, bardziej niepewne z uwagi na ewentualne „rodzinne plany". Czy to nie paradoks, że kobiety, które zwykle muszą realizować tak wiele zadań, postrzega się jako bardziej ograniczone? I czy nie jest to niesamowite, że z pozoru banalna historia prowokuje do tak poważnych przemyśleń?
Co by było, gdyby to swoista bajka dla dorosłych z bardzo ważnym morałem. Dobrze napisana, z przymrużeniem oka podejmująca poważne tematy. Być może nie jest to arcydzieło, jednak z pewnością powieść ta bardzo przyjemnie zaskakuje. Warto po nią sięgnąć.