Skończyłam właśnie terapię. Zawdzięczam ją książce Moniki Orłowskiej Cisza pod sercem, która była dla mnie formą zmierzenia się z przeszłością. Ta swoista terapia mogła się odbyć dlatego, że z losami bohaterek ściśle związana jest moja historia.
Okładka książki przynosi informacje o trzech kobietach: Annie, Dominice i Marioli, tymczasem rozwój wątku ujawnia czwartą – Ewę, dzięki której poznajemy jeszcze inne podejście do tematu. W książce śledzimy losy bohaterek za pomocą tradycyjnej narracji, a także dzięki zapisom z forum, odnotowanym dokładnie tak, jak moglibyśmy to śledzić na ekranie monitora.
Opowieści czterech głównych bohaterek pozwalają wyłuskać ziarnko własnej historii, bo każda z dziewczyn wnosi coś innego do tematu poronień. Matka wszystkich powołanych do życia bohaterek - Monika Orłowska - pokazuje czytelnikom, że zagadnienie poronień zna i potrafi opisać autentycznie, nie tylko od strony medycznej, ale przede wszystkim zagłębiając się w psychikę bohaterek. Tym sposobem pozwala przeżyć jeszcze raz uczucia towarzyszące stracie dziecka i czyni to w przyjaznej atmosferze forum dla matek utraconych aniołków.
Na pewno nie rozczaruje forma książki, ponieważ dzięki umiejętnemu przeplataniu zarówno losów bohaterek, jak i tradycyjnej narracji z konwencją nowoczesnego porozumiewania się w sieci, książkę czyta się dynamicznie i z zainteresowaniem. Również język, jakim posługuje się autorka, jest barwny i różni się w zależności od bohaterki, której przychodzi zabrać głos. Tradycja przeplata się tu z nowoczesnością, a konsekwencja w utrzymaniu różnorodnych stylów wypowiedzi bohaterek budzi podziw.
Podeszłam do książki bardzo emocjonalnie i osobiście, ponieważ w swoim życiorysie również mam zapisane poronienie, które skrzętnie wyparłam ze świadomości, bowiem łączy się z przykrymi przeżyciami. Równocześnie jestem świadoma tego, że to, co wyparte, nie znika przecież z naszego życia, ale pojawia się pod innymi postaciami. Z lękiem sięgałam po Ciszę pod sercem - w obawie, że ta książka poruszy we mnie niechciane struny i porozrywa zasklepione strupy. A jednak okazuje się, że książka napisana jest w tak ciepły i delikatny sposób, że nawet, jeśli przywołuje smutne wspomnienia, to atmosfera panująca w powieści przykleja do ran gojący plaster. Zmierzenie się z tematyką poronień, tak głęboko przez Orłowską opisane, pozwala "przepracować" temat i powoli wyleczyć to, co było wcześniej zamknięte w skrzyni z tabliczką: "Nie otwierać!"
Jeśli któraś z czytelniczek boi się tej książki, jak to było w moim przypadku, zachęcam, aby odważyła się sięgnąć pod Ciszę pod sercem. Dlatego, że większość z nas, które doświadczyłyśmy traumy poronienia z tak trudnym przeżyciem, pozostaje sama. A prawdą jest, że syty głodnego nie zrozumie i jeśli na Waszej drodze nie stanęła nigdy kobieta z takimi samymi doświadczeniami, z którą można „przepracować” swoje uczucia, to ta książka daje szansę, by uczynić to w bezpieczny sposób. Nie epatuje drastycznymi scenami, nie szarżuje z graniem na emocjach, daje prosty zapis rzeczywistości kobiet, które dotknęła utrata dziecka. I - co najważniejsze - jej autorka nie oszukuje, że to było bezosobowe poronienie, ale za każdym razem mówi o dziecku jako o niepowtarzalnej istocie, której należy się osobne miejsce w naszej pamięci.
Oczywiście, nie jest to tylko książka dla kobiet, które doświadczyły straty. To książka dla wszystkich, którzy temat znają na tyle słabo, że - choćby nieświadomie - sprawiają przykrość kobietom, którym przyszło się zmagać z dochodzeniem do siebie po przedwcześnie zakończonej ciąży.
Znajdą się na pewno i takie czytelniczki, które będą uważać, że temat poronień nie jest już tabu i że opisywanie go jako traumy, podczas której nie ma się do kogo zwrócić, to niepotrzebne rozdmuchiwanie problemu, z którym służba zdrowia radzi sobie coraz lepiej. Tak naprawdę jednak nadal jest bardzo dużo do zrobienia, a tylko nieliczne kobiety miały szczęście trafić na ludzi, którzy wiedzieli, jak pomóc w takiej sytuacji. Książka Orłowskiej daje też gotową podpowiedź – spróbuj w przestrzeni wirtualnej poszukać podobnych sobie.
Jeżeli właśnie poroniłaś i nie wiesz, co zrobić z emocjami, bo może jesteś bardzo młoda, albo nie wiesz, do kogo się zwrócić, zobacz, jak inne kobiety oswajają ten problem. Jeśli poronienie przeżyłaś tak dawno, że wydaje Ci się, że czytanie tej książki będzie tylko zbędnym powracaniem do czegoś, co wyparłaś ze świadomości, przekonaj się, że możesz swoje niechciane wspomnienia oswoić i sprawić, by wspólnota kobiet po podobnych przejściach przyjęła Cię do swojego grona, a łzy, które mimowolnie spłyną po policzkach, przyniosły ulgę otuloną przesłaniem: "Nie jesteś sama!"