Hakuna matata
Popobawa to afrykański zły duch, człowiek ze skrzydłami nietoperza, który w nocy bezszelestnie przelatuje nad falami oceanu. Kiedy jednak upatrzy sobie jakąś osadę na wybrzeżu, niszczy uprawy, zatruwa umysły ludzi i sprowadza choroby. Tym razem na swoje terytorium polowań wybrał Slone Town.
To właśnie Popobawa zabrał Baśkę, choć medycyna przyczynę jej śmierci identyfikuje jako malaria mózgowa. Niezależnie od tego, jaka by ona nie była, faktem jest, że osłabiony porodem organizm poddał się praktycznie bez walki, Tomaszowi zaś pozostały wspomnienia miłości i Kuba. Historia ta, jedna z najbardziej poruszających od czasu „Pamiętnika” Sparksa, stała się kanwą wspaniałej, pełnej barw i zapachów Afryki powieści „Cień Kilimandżaro”. Znakomita dwójka autorów: Agnieszka Żukowska i Sergiusz Pinkwart stworzyła zapadającą w pamięć książkę, lekką jak muzyka, unoszącą się ponad chmurami i napełniającą duszę ekstatycznymi doznaniami.
Tomasz Jaworski z wiejskiego lekarza w Nungwi na północnym wybrzeżu Zanzibaru w ciągu piętnastu lat po nagłej śmierci Baski przeobraził się w dobrego, choć niezbyt ambitnego pracownika szpitala. Gdzieś po drodze zgubił swoje wzniosłe ideały, zapomniał, w co wierzył i co go pchało do działania. Tkwi w mało satysfakcjonującym związku z Ewą, dziennikarką kobiecego pisma, zewnętrzne kontakty ograniczył do minimum, a pomiędzy nim a synem pojawia się coraz większy rozdźwięk. Na dodatek co noc w snach nawiedza go Baśka, nie pozwalając zakończyć nieustającego procesu żałoby.
Z tej stagnacji lekarza wyrywa dopiero konfrontacja z nieuczciwym politykiem, niejakim Zielińskim, który podejmuje rozliczne próby zdyskredytowania Tomasza. Paradoksalnie, oskarżenie o łapówkę i podły VIP stały się katalizatorem poważnych zmian w jego życiu. Wiele lat temu dzielił z Baśką jedno pragnienie – wejście na dach Afryki, na Kilimandżaro. Teraz przyszła pora na realizację tego marzenia, a przy okazji - zbliżenie się z synem i wyjawienie mu prawdy o matce.
Ta pełna niebezpieczeństw i trudów podróż staje się pretekstem zarówno do analizowania przeszłości, jak i podjęcia zdecydowanych kroków warunkujących przyszłość. Wspomnienia o pięknej wolontariuszce przysłanej z Francji przez organizację Lekarze Bez Granic przetykane są, niczym krwawą nicią, analizą rozpadającego się związku z Ewą. Jednocześnie, pomimo tych zawirowań uczuciowych, zarówno Tomasz, jak i Kuba odnajdują piękno chwili teraźniejszej. Wspólne doświadczenie, okupione ogromnym wyczerpaniem, ale i satysfakcją, zbliża mężczyzn do siebie i cementuje niewidzialną nić ich łączącą. Samo zdobycie „Szczytu Niepodległości”, Uhuru Peak, już nie jest celem, a tylko elementem podróży w głąb siebie, wyprawy, z której ojciec i syn wyjdą dojrzalsi i mądrzejsi.
Z boku tego wszystkiego stoi Ewa ze swoim wiecznym odrzuceniem i zranioną przed laty dumą. Jej chaotyczne próby ratowania związku i ciągła niepewność nie wzbudzają sympatii, a tylko graniczące z litością współczucie. Czy kobieta zdecyduje się na walkę o męża i stabilizację u jego boku, czy wybierze obiekt seksualnych fascynacji i zakochanego w niej Marcina? Czego tak naprawdę chce kobieta wzgardzona i czy można zapomnieć bez aktu wybaczenia? Te rodzące się podczas lektury pytania pokazują wielowarstwowość historii i skomplikowane relacje bohaterów.
Autorzy stworzyli dzieło poruszające serca i wzbudzające całą gamę emocji, prowadząc akcję gładko poprzez kontynenty. Jednocześnie oprócz związku bohaterów pochłania nas całkowicie obraz Afryki z jej politycznymi zawirowaniami i specyficznym klimatem. Mamy tu plątaninę wąskich uliczek i ciasnych przejść, pochylone domy pamiętające czasy, gdy Zanzibar był ośrodkiem handlu niewolnikami, są też stada słoni i polskie bociany wygrzewające się w słońcu. „Cień Kilimandżaro” przynosi intensywną woń kwiatów Bugenwilii, egzotycznych kadzidełek i aromat świeżo palonej kawy, powodując, że przeklinamy powrót do rzeczywistości. Książka Żukowskiej i Pinkwarta jest podróżą po naszych pragnieniach oraz snach i - podobnie jak w wyprawie na Kilimandżaro - nie liczy się zdobycie szczytu i ukończenie lektury, lecz powolne jej smakowanie całym sobą. A kiedy usłyszymy „Hakuna matata”, przekonamy się, że nawet będąc zatwardziałymi racjonalistami, doznamy objawienia.