Lesław Nowara zaczynał od pięknych wierszy, budujących (umacniających) mitologię polskich wypędzonych z Kresów oraz od delikatnych, sakralizujących kobietę erotyków. Potem flirtował z tzw. dykcją postbruLionową. W twórczości każdego dojrzałego poety przychodzi jednak czas, w którym stara się wyartykułować swój światopogląd jako pewien system, kiedy już nie tyle opisuje świat – lub jego fragmenty – co określa swoje w nim miejsce. Myślę, że taką właśnie rolę w twórczości Nowary pełni jego najnowszy tomik zatytułowany „Cichociemno”. To zbiór dojrzały, bardziej intelektualny niż efektowny. Bohater wierszy Nowary żyje w świecie wielkich korporacji. Tam, gdzie „Powleczony formirem zimny blat i skrzypiące drewniane / krzesło sygnalizujące poruszenie.” To świat biurowców, wyścigu szczurów, ale też tlących jeszcze iskier uczucia. Można powiedzieć – powszechne doświadczenie „pokolenia 1200 brutto”; poeta rejestruje je z wprawą reportera: „Widać tu wzajemną miłość działu kadr i wydziału kontroli jakości / i słychać ją z korytarza po godzinach na dziewiątym piętrze.” To fragment pointującego książkę wiersza „Białe muszle”. W muszlach słychać echo dźwięku, jego wspomnienie, pogłos, brzmienie. Podejrzewam, że nie bez przyczyny tomik otwiera wiersz „Bęben” – ten instrument również brzmi, daje pogłos, głuche dudnienie. Klamrą książki jest więc echo. Słyszymy, postrzegamy jak w platońskiej recenzji – tylko pogłos, cienie, nie dźwięki i barwy. Pisze Nowara: „moja skóra przy każdym uderzeniu wydaje głuchy dźwięk / jak afrykański bęben / nawołujący do modlitwy do tańca / do wojny”. „Cichociemno” to rezonans, rozedrganie pomiędzy – mówiąc najoględniej - sacrum i profanum. Pomiędzy pielgrzymką do Lourdes a ochotą „na uprawianie bezpiecznego / i zgodnego z zasadami BHP seksu.” Mottem tej książki mogłyby stanowić dwa wyjęte z niej wersy: „Nosimy w sobie wirusa drgań / żyjąc w zapowietrzonych miastach”. Lesław Nowara wykorzystuje tutaj doświadczenia całej swej dotychczasowej twórczości – bo „Kąpiel słoneczna” przypomina dykcją erotyki z „Zielonej miłości”, zaś „P.T.” to gotowe continuum wierszy zawartych w „Sukni z papieru i brązu”. Poeta odrzucił pokusę bezkrytycznego przyjęcia postbruLionowej dykcji, raczej koryguje i kodyfikuje własny autonomiczny język. Pojawiają się znajome już obrazy, kiedyś Śląsk „pozdzierał z okien morelowy sad”, zaś pociąg, mający powieźć wypędzonych znów do Lwowa miał 45 lat opóźnienia. Tutaj „Dzisiaj słychać było pociąg który jechał wczoraj a wczoraj znaczy dzisiaj 56 la / i przyjazd na stację dywizji Werhrmachtu”. Dzisiaj jest pomieszane, rozdwojone, w jakimś sensie postmodernistyczne - pomiędzy kutią („Tryptyk wigilijny”) a Gazetą Wyborczą i prezerwatywą („Ruch za ruch”). I właśnie dlatego jest „cichociemno” – czyli nie wiadomo jak. W rozdarciu, a kto współcześnie nie przeżywa jakiejś formy rozdarcia? I kto nie próbuje tego wszystkiego pozszywać, scalić. Poeta czyni to wierszem. W tym zbiorze Nowara pozostaje zdumiewająco konsekwentny i wierny wyznaczonym niegdyś paradygmatom i punktom odniesienia. Wszystko odbywa się jednak w dyskretnym cieniu śmierci, świadomości kruchości i przemijania. Dlatego jeden z najbardziej osobistych utworów tomu został spisany prozą. Tyleż mały testament, co autousprawiedliwienie. I w jakimś sensie akt kapitulacji zarazem: „Nie zostawię listu. Nie odczuwam chęci by mnie zestawiano potem ze Stachurą Burą czy Wojaczkiem Wolę to zrobić inaczej nie dając na wierszówki dla lokalnej prasy Więcej papierosów na dzień Na wieczór dwa drinki Nie unikam już chipsów i tanich słodyczy Polubiłem jeść tłusto Wsiadam w ciemne windy Jeżdżę trochę szybciej i nawet za miastem od pewnego czasu nie zapinam pasów” MARCIN HAŁAŚ Lesław Nowara – „Cichociemno”.