Dobrym ludziom dobra pamięć się należy
10 lutego 1940 roku dla wielu mieszkańców Kresów stał się dniem grozy tak jak inne daty pozostawiły w innych ludziach tę samą niezniszczalną skazę. Dniem, którego nigdy nie zapomnieli. Nad ranem, pogrążonych w głębokim śnie zbudzili uzbrojeni czerwonoarmiści. Bez dania czasu, żywności, bez możliwości protestu załadowali do bydlęcych wagonów i wywieźli na Sybir. Dorosłych, dzieci, starców czy niemowlaki. Jedni przeżyli drogę, inni nie. Trafiali w różne miejsca, podlegające osławionemu GUŁagowi. Do miejscowości Kałucze nad Pojną, do Krajenu nad Birusą. Ich nowym domem stała się ciągnąca się setkami kilometrów tajga. Tam dziesiątkowały ich mordercza praca, niezwykle trudne warunki życia, niekończący się głód, epidemie. Dla władz GUŁagu był to problem... norm, które mogły nie zostać wyrobione. Zesłańcy pracowali w lesie przy wyrębie tajgi. W robotniczo-chłopskim państwie sprawiedliwości społecznej kto nie pracował, ten zdychał z głodu. Kto ciężko pracował - ten również zdychał, wolniej. Czternaście lat oznaczało w owej ludowej demokracji, że jest się już dorosłym i można wyrabiać takie normy jak twardzi mężczyźni.
Zbigniew Domino, autor m.in. słynnej Syberiady polskiej, wraca do własnych przeżyć. Do doświadczeń jego samego, rodziny, znajomych. Do roku 1940, kiedy jako dziesięcioletnie dziecko został jako wróg klasowy wywieziony na Sybir z całą rodziną. Tam zmarła jego mama, ojciec poszedł na front i walczył w dywizji kościuszkowskiej, a on z młodszym bratem tułali się po nieprzyjaznym świecie. W 1946 roku powrócili do kraju, ale w pamięci pozostało im na zawsze to, co przeżyli, widzieli, doświadczyli.
W zebranych w zbiorze opowiadaniach Domino mówi przede wszystkim o ludziach. O tych, którym należy się pamięć, bo nie byli gorsi od nas, a często nawet lepsi. O życiu w cieniu wojny i śmierci. O zimnie i głodzie. O miłości rodzinnej, często wyrażanej nie słowami, a codzienną nadludzką wprost troską. O drobnych radościach i smutkach, o pięknie i grozie dzikiej, nie okiełznanej przez człowieka przyrody. O nadziei, pozwalającej przetrwać najgorsze chwile.
Pozostawała im walka o przeżycie z dnia na dzień i rozrywająca serce tęsknota. Nie było wśród zesłańców takiego, który by nie tęsknił do Polski, do swojej okolicy, do rodzinnego domu. Kto by wbrew wszelkim przeciwnościom losu nie śnił, nie marzył o powrocie.
Każde opowiadanie to mini-podróż w przeszłość, malowana rozmaitymi słowami. Czasami oszczędnymi, czasami - pełnymi pasji. Dialogów nie ma tu zbyt wiele, dominują opisy miejsc, przyrody, ludzi, życia. Niezbędne wyjaśnienia, które mają czytelnikowi przybliżyć tamten okrutny czas i nieprzyjazny świat. Pokazuje okrutny los, ale i konkretnych ludzi, którzy swoją postawą potrafili go poprawić bardziej niż oni pokrzywdzonym. Spogląda na ludzkie losy, tragedie, radości, smutki, marzenia, codzienność, które są opowiedziane prosto, bezpośrednio, bez wielkich słów i teoretyzowania, bez analiz, psychologicznych i pseudo-psychologicznych głębi. Autor pozwala sobie na bogate opisy przede wszystkim w stosunku do przyrody, która zachwyca swoim bogactwem i rozmaitością.
W wielu opowiadaniach w tle pojawia się wojna, tak mocno wpływająca na losy wszystkich w nią wplątanych. Niosąca z sobą mnóstwo smutku, tragedii, nieszczęść. Niszcząca tych, którzy walczą, giną i tych, którzy poranieni wracają z frontu. Nie pozostawiająca nawet tych, którzy zostali: dzieci, kobiet, bliskich. Wojna zachłanna, dotykająca każdego.
Stała sroga zima, na przełomie czterdziestego trzeciego-czwartego roku. Przysłowiowa, syberyjska zima; bogata nieprzebranym śniegiem, słynna lutowym mrozem, który z armatnim hukiem rozsadza po nocach twarde jak stal, wiekowe cedry i modrzewie. Zima nad podziw piękna bogactwem brylantowych barw, iskrzących się w poświacie wschodzącego słońca. Zima groźna i śmiertelnie niebezpieczna, jeśli czymś zagniewana, do siarczystego, trzaskającego mrozu dorzucała wiatr, tnący niczym brzytwa, a pełzający nisko nad ziemią, przenikający człowieka do szpiku kości.
Cedrowe orzechy to niezwykle ciekawa proza i mimo tego, że dotyka trudnych, bolesnych tematów - bardzo ciepła. Fascynująca i poetycka. To hymn na cześć życia i ludzkiej dobroci. Życia prostego, upartego, zakorzenionego w przyrodzie, wciąż na nowo podnoszącego się z kolan mimo wszelakich przeciwności. Wydaje się, że aby docenić piękno i wartość życia, by umieć się nim w pełni cieszyć, trzeba doświadczenia przeciwności. Wtedy dopiero chwile nabierają smaku, proste gesty - znaczenia, a wszelkie drobiazgi stają się powodem do wdzięczności i radości. Temu życiu, dobrym ludziom, których marzenia o takim losie nie spełniły się, składa hołd autor Cedrowych orzechów.
Tak, tak, moje dzieci, chciej, nie chciej, a życia przenocować się nie da, nijak się nie da.
Powieść jest jednym z najobszerniejszych w piśmiennictwie polskim ujęć "tematyki zesłańczej", to znaczy losów ludzi "przesiedlonych"...
Młode ciemności jest kontynuacją znanej już Czytelnikom Syberiady polskiej i Czasu kukułczych gniazd. To kolejny, trzeci już tom powieściowej sagi rodu...