Śledząc kolejne tomy cyklu najłatwiej zauważyć ewolucję pisarstwa autora, zwłaszcza jeśli ów autor kurczowo trzyma się początkowych założeń. Tak jest z Thomasem Breziną i jego serią „Hot Dogi: Ściśle tajna zakręcona ekipa”. Czwarta część cyklu dla małych chłopców potwierdza tezę o rozwoju „literackim” Breziny. Fabuła „Całkiem zwariowanych wakacji” obudowana jest na charakterystycznym dla serii pomyśle: grupa czterech przyjaciół otrzymuje od Popcorna nowe zadanie. Jak zwykle polega ono na ocaleniu świata przed inwazją istot z kosmosu. Na nic zdają się próby tłumaczenia, że zaszło nieporozumienie.
Popcorn uważa chłopaków za swoich najlepszych tajnych agentów i nie słucha ich wyjaśnień, powierzając im kolejne misje. Tym razem Hot Dogom nie będzie łatwo: wyjeżdżają na wakacyjny obóz. Nie wiedzą jednak, że warunki na obozie mogą przypominać te z epoki kamienia łupanego: to oznacza odebranie dzieciom sprzętu elektronicznego i wielu cywilizacyjnych zdobyczy. Tymczasem Hot Dogi muszą ukrywać nie tylko nadajnik zapewniający łączność z Popcornem, ale i małego kosmitę, którego od jakiegoś czasu wychowuje Maks. Szkielet konstrukcyjny powtarza się we wszystkich tomach serii do obrzydzenia: wypadki szkolne – informacja o zagrożeniu ze strony obcych – przygotowania do misji – walka z kosmitami. Nie inaczej jest i tym razem, lecz Brezina wzbogaca książkę o nowe wątki: do jednego z ciekawszych należy wprowadzenie fascynacji małego kosmity niezwykłą świnią. Zmienia się i zakres działalności chłopaków: do tej pory mieli jedynie ratować świat.
W „Całkiem zwariowanych wakacjach” będą musieli znaleźć meteoryt o niebezpiecznych właściwościach, pokonać obozowego terrorystę, a także… ocalić jedno ze zwierząt. Powinni też stawić czoła Szalonym Teklom i kto wie, czy to zadanie nie okaże się najtrudniejsze. Szalone Tekle to… dziewczyny – a dla Hot Dogów dziewczyny oznaczają same nieszczęścia i nieprzyjemności. Szalone Tekle nie zaprzeczają stereotypowemu wizerunkowi dziewczynek – są złośliwe i wredne, ciągle skarżą i paplają, a co najgorsze – chcą się całować. Przyczepiają się do biednych bohaterów, nie dają im spokoju, robią wszystko, by chłopcy je znienawidzili – chociaż w swoim mniemaniu mają jak najlepsze intencje.
Ewolucję twórczości Breziny widać nie tylko przez rozwiązania fabularne i gry wyobraźni, ale i przez stronę stylistyczną – jest ta książka dojrzalsza i znacznie lepsza literacko od poprzednich. Owszem, jest tu kilka ukłonów w stronę najtańszej rozrywki, jakby autor uważał, że przyjęcie perspektywy chłopca wymusza na nim podporządkowanie się prymitywnym instynktom, a pisanie o obrzydliwościach zapewni uznanie odbiorców. Irytujące może być i powtarzanie komunałów o dziewczynach – jakby wstręt do płci pięknej był podstawowym wyznacznikiem „chłopięcości”. Ale przesada jest jedną z zasad konstrukcyjnych tej książki. Ujawnia się tu częściej niż kiedyś poczucie humoru autora: najbardziej uwidacznia się, gdy Brezina zapomina o swojej kreacji i nie stara się na siłę wstrzelić w sposób porozumiewania się dzieciaków. Najgorzej bowiem wypada, gdy sposobem narracji próbuje udowodnić, że to, o czym pisze, jest „fajne”. Wtedy właśnie bezlitośnie wychodzi na jaw cała jego sztuczność. Przypomina ta powieść dla dzieci komiks, postacie są tu wyraziste i jednowymiarowe, wydarzenia mało skomplikowane i opierające się na motywach charakterystycznych oraz łatwych do wyobrażenia.
Uwaga, dziewczyny! To nie dla was!!! „Co proszę? Jesteśmy tylko chłopakami!- Całkiem zwyczajnymi chłopakami - powiedział Robi do niebieskiej komórki...
Czwórka sympatycznych przyjaciół z Klubu Detektywów spędza razem wakacje na jednej z rajskich wysp na Karaibach. Już pierwszej nocy...