Książek o Holocauście przybywa. Ostatnimi czasy przedstawianych zostaje coraz więcej świadectw związanych z tym tematem. Rozszerzają one i pogłębiają wiedzę o tragicznych zdarzeniach z czasów Zagłady. Mimo że trudno silić się na oryginalność pisząc o prześladowaniach i śmierci narodu żydowskiego, każdy kolejny głos w dyskusji, choć często powtarzający znane już schematy wydarzeń, jest ważny i nie mniej poruszający. Jednym z takich głosów, niedawno opublikowanych, są wspomnienia Fiszela (z angielskiego: Philipa) Bialowitza, zatytułowane „Bunt w Sobiborze”.
Opowieść łączy w sobie to, co już znane z faktami nieznanymi. Pod pojęciem „znane”, kryje się na przykład sam opis życia w obozie, podobny do wielu innych czy pytanie wybrzmiewające w przedmowie do książki, a będące podstawowym, pojawiającym się przy temacie Zagłady: „Kolejnym skomplikowanym zadaniem było zrozumienie, dlaczego w ogóle doszło do Holocaustu. Jednak na to nie mamy przekonującego wyjaśnienia. Rzeczywiście, pytanie, dlaczego musiało zginąć dziewięcioro z każdej dziesiątki dzieci żydowskich, które żyły, w Europie w 1939 roku pozostanie chyba na zawsze bez pełnej odpowiedzi (Joseph Bialowitz)”.
Mniej znana jest natomiast sprawa samego obozu w Sobiborze. Na terenie wsi, gdzie w latach 1942-43 powstał obóz hitlerowski, w ciągu zaledwie dwóch lat zginęło około ćwierć miliona Żydów, przywożonych tam z terenów Lubelszczyzny i Galicji. Uratowały się zaledwie 42 osoby, a i to tylko za sprawą powstania skierowanego przeciwko oprawcy niemieckiemu i ukraińskiemu. 14 października 1943 pod dowództwem Leona Feldhendlera i oficera Aleksandra "Saszy" Peczorskiego doszło do buntu w Sobiborze. Tych, którym udałoby się przeżyć, poproszono o wyjawienie na światło dzienne faktów towarzyszących zbrodniom dokonywanym na terenie obozu. Fiszel Bialowitz zapamiętał tę prośbę i jako jeden z nielicznych uratowanych, postanowił spisać swoje świadectwo. Swoją historię Bialowitz obejmuje „całościowo”. To znaczy, że nie skupia się jedynie na wojennym fragmencie życiorysu, ale także i na dzieciństwie, które spędził w Izbicy Lubelskiej, i na latach późniejszych, kiedy los rzucił go daleko na inny kontynent, do Stanów Zjednoczonych. Tym samym czytelnikowi „Buntu w Sobiborze” przedstawiona zostaje spójna historia człowieka, którego nieszczęścia dotknęły nie tylko w czasie wojny, kiedy zginęli niemal wszyscy jego najbliżsi, ale też i po jej zakończeniu (przeżył śmierć kilkunastoletniej córki). Mimo wszystko nie stracił wiary w sens życia. „Bunt w Sobiborze” jest jedną z tych książek, które czyta się od początku do końca, do innych zajęć odchodząc tylko z konieczności.
Poza główną treścią opowieści, uwagę przykuwają przypisy, doskonale ją uzupełniające. Wnoszą one mnóstwo przeróżnych, dodatkowych informacji, począwszy od takich, przeznaczonych dla osób zupełnie nieobeznanych z tradycją żydowską (jak np. wytłumaczenie pojęcia kadisz) poprzez ważne dopowiedzenia historyczne i weryfikację niektórych informacji zawartych w opowieści. Nie bez znaczenia jest również rekomendacja książki przez Władysława Bartoszewskiego, co samo przez się implikuje nastawienie czytelnika do „Buntu…” jako do książki wartościowej. Pisząc o książce Bialowitza, nie sposób jednak spojrzeć nań tylko pod względem czy literackim, czy przede wszystkim historycznym. Dużą rolę w jej odbiorze odgrywają też chwyty marketingowe wydawnictwa, sprowadzające się do załączenia w wydaniu płyty CD z dodatkowymi informacjami dla czytelnika i stworzenia osobnej strony internetowej „Buntu…” (http://www.buntwsobiborze.pl).
Spośród wszystkich „gratisów” największą uwagę przykuwają scenariusze lekcji historii dla szkół podstawowych i ponadgimnazjalnych. Ich dokładne opracowanie (przygotowanie kart pracy, dołączenie tekstów źródłowych, podział uczniów na młodszych i starszych) narzuca odbiór książki jako materiału, na którym nie tyle da się pracować z młodzieżą, ale – przede wszystkim – powinno się to robić. Machinalnie więc i dość konkretnie „Bunt w Sobiborze” zostaje dołączony do kanonu lektur „obozowych”, jakie należałoby omawiać w szkole. Taka dosadna ingerencja mogłaby razić, gdyby książka nie potrafiła bronić się sama za siebie, bez pomocy tak popularnych dziś wszędzie „bonusów”. Broni się jednak, i to doskonale. Warto, zdecydowanie warto, po nią sięgnąć.
Anna Szczepanek