Nowa książka autora "Konopielki" to zbiór małych form literackich. Znajdziemy tu więc krótkie opowiadania, felietony i wywiady, w których Redliński jest czasem prowadzącym, czasem rozmówcą. Dwa wywiady zostały "przeprowadzone w zaświatach"- z polsko- amerykańskimi bohaterami Kościuszką i Pułaskim. W rozmowie z tym ostatnim pojawiają się elementy komiczne. Posłuchajmy zresztą fragmentu:
"Kościuszko jest bohaterem i polskim, i amerykańskim. Pan, mimo wyczynów za powstania barskiego, w gruncie rzeczy pozostałby w Polsce nieznany, gdyby nie sława amerykańska. To w Ameryce stoją pańskie pomniki, w Ameryce są mosty, place, autostrady nazwane pańskim nazwiskiem. W Ameryce ustanowiono i czci się "Pulaski Day", w Ameryce odbywają się "Parady Pułaskiego", na amerykańskich słoikach musztardy, papryki, ogórków widnieje na etykietach pańska podobizna i nazwisko.
Co do tych słoików...Może cieszy to Kościuszkę- jako znak, że zagnieżdżony w narodzie, w codzienności. Ja- szlachcic jestem. Nazywano mnie księciem. Wolałbym widzieć swoje nazwisko na czymś wykwintniejszym niż ogórki. O, rakiety tenisowe. Narty. Samochody. Samoloty. Kluby sportowe. Uniwersytety. Autostrady. To tak. Ale oszczędźcie mi tej musztardy i ogórków."
Reszta wywiadów utrzymana jest w poważniejszym tonie.
Całość książki podzielona jest na trzy części: "przed Ameryką", "Ameryka" i "po Ameryce". Pierwsza z nich to karykaturalny obraz wsi polskiej w dwóch opowiadaniach. Jedno, "Coś, nie wiadomo co", jest obrazem humorystycznym, ale osadzonym w realiach. Elementem przerysowanym jest tylko prymitywizm. Posłuchajmy zresztą rozmowy bohaterów:
"Strasznie wyłysiałeś.
Co?
Łysy! Łysina! Krzyczę i dodatkowo klepię go jeszcze po glacy. Łysiejesz!
Za mało rucham.
Nie masz czym?
Co?
Nie masz czym?!!!
Nie ma kogo.
E, tyle kobiet się marnuje.
Ale słuch u mnie słaby.
Toż to nie uchem!!!
Ale przedtem trzeba pogadać. Byle o czym. Jak nie pogadasz, baba nie da.
Drugie opowiadanie, "Bazar" ociera się momentami o groteskę, choć fabuła zdaje się prawie zwyczajna. Oto wiejskie rodziny jadą na odpust. Cały problem polega na tym, w jakiej kolejności rodziny będą podążać za baldachimem. Kto będzie najbliżej księdza, a kto na szarym końcu? Decyduje o tym komisja: kościelny, wójt, strażnik i młodzieżowiec. Pod uwagę brane są: stan zwierząt, wygląd członków rodziny, moralność na co dzień oraz posiadane cenne przedmioty. Sąsiedzi dorzucają oczywiście plusy i minusy. Wszystko jest niby normalnie. Spójrzmy jednak na sposoby dodawania sobie punktów:
"Na drugim gumnie Jan Lipka szykował konia. Poprawiwszy szory, odchylił ogo i, oglądnąwszy się, czy nikt nie widzi, przywarł ustami: nadymał szkapie boki do ładnej krągłości, aby żebra nie sterczały".
Koła samochodu, jeśli nie ma się pompki, też pompuje się ustami. Inny przykład: koniowi, któremu wargę odgryzł pies, dorabia się brakujący fragment pyska z tektury!
Część druga, "Ameryka", jest najobszerniejsza. Znajdziemy tu opowiadania, felietony i wywiady powstałe podczas siedmioletniego pobytu Redlińskiego w Stanach Zjednoczonych. Jeśli bohaterem jest rzeczywista osoba, podane są w ramach uzupełnienia jej obecne losy. Dominują dwa tematy: życie polskich emigrantów i demitologizacja USA. Nie jest to bowiem bynajmniej Ziemia Obiecana, jak niektórzy naiwnie myślą. Żeby zrobić tam karierę, trzeba się ogromnie napracować. Wiele osób zresztą jej nie robi. Niejeden emigrant żyje w nędzy. Nierzadkie są też przypadki, gdy polski magister czy doktor musi, by przeżyć, chwycić za łopatę czy szczotkę do zamiatania. Choć oczywiście nie jest to reguła.
Dlaczego jednak sukces polskiego emigranta w USA zdarza się tak rzadko? Czemu tak wielu naszych rodaków żyje tam w ubóstwie? Winy trzeba szukać w pewnych narodowych wadach. O nich między innymi dowiadujemy się z wywiadu z Grażyną Bogutą- Polką, która w Stanach odniosła sukces (jest obecnie dziekanem wydziału humanistycznego uniwersytetu stanowego oraz profesorką języka angielskiego. Przytoczmy fragment wywiadu:
"Pracując w Centrum, miała pani do czynienia z imigrantami wszelkiego pokroju. Od wykształconych do analfabetów, od cwaniaków po fajtłapy i ofiary losu. Jakie cechy negatywne przejawiali najczęściej?
Narzekactwo. Biadolenie. Smętny pesymizm. Za mało cieszymy się tym, co osiągamy, za dużo martwimy się tym, czego jeszcze nie mamy. A w Ameryce nie lubią narzekania. Trochę posłuchają- z uprzejmości. I uciekają od takiego malkontenta (...)
Następne wady...
Nieumiejętność organizowania się tak w wymiarze zbiorowym, jak i jednostkowym."
W dalszej części wywiadu Grażyna Boguta mówi o nieumiejętności panowania nad emocjami ("U nas jak zawziętość, to do przesady, jak pracować, to do upadłego, jak pić, to na umór"), wyjazdach w ciemno, a przede wszystkim o braku znajomości języka.
W drugiej części książki dostaje się zresztą nie tylko Polakom. Amerykanie też mają bowiem różne wady. Najbardziej krytykowane są: zwariowane tempo życia oraz ciągły wyścig szczurów. Pojawia się też bardzo mocny głos przeciwko filozofii "keep smiling", uśmiechaniu się, uprzejmości na pokaz. Bohaterka opowiadania "Halloween" (a więc święta, podczas którego wkłada się zupełnie inną- potworną, a nie uśmiechniętą maskę) mówi:
"Naprawdę? Naprawdę nie rozumiesz, dlaczego nałożyłam taką szkaradną, wyszczerzoną maskę? (...) To przecież proste, przypomnij sobie, że pracuję jako kosmetyczka na Manhattanie, osiem godzin, czasem dziesięć, uśmiecham się od poniedziałku do soboty, przymilam, ach, słodziutka, grzeczna, dowcipna jestem- muszę być- boli mnie głowa, dokucza okres, kaca mam albo nie spałam, a ja zawsze czyściutka, uprzejmiutka, troskliwa, nawet dla tej cholery, co mnie podszczypuje (...) Więc największym zniewoleniem jest dla mnie w Ameryce obowiązek uśmiechania się, przymus, niewola uprzejmości, płacą mi nie tylko za samą pracę, ale jeszcze za wdzięk, za sympatyczność, och, jak długo się tego uczyłam, tej sztuki aktorstwa zawodowego"
Trzecia część to wrażenia Redlińskiego po powrocie do Polski. Są one niewesołe ze względu na amerykanizację naszego kraju, bezmyślne kopiowanie wzorców zza oceanu. Trudno tym obserwacjom odmówić słuszności. Jak mówi sam Redliński:
"Owszem, wypowiedziałem swoją prywatną wojnę, ale nam: naszym naiwnym, hollywoodzkim wyobrażeniom o Ameryce, Amerykanach, amerykańskim szczęściu."
Nic dodać, nic ująć. Niech więc słowa te starczą za podsumowanie książki.
Kalina Beluch
Wierciliśmy dziury w glebie i kochaliśmy się z Ziemią. Pasąc krowy, czytaliśmy Londona, Żeromskiego, radzieckich i polskich socromantyków. Potem gnieździliśmy...
III Rzeczpospolita przerysowana, skarykaturyzowana, groteskowa. I boleśnie prawdziwa. W krzywym zwierciadle, postawionym na skraju polskich dróg przez...