Książkę Malwiny Kowszewicz można śmiało porównać do Samotności w sieci. W obu powieściach bohaterowie tworzą swoisty związek na odległość. Piszą do siebie maile całymi latami, tworząc silną więź.
Najpierw pisze On, zawiedziony faktem, że Ona odeszła bez słowa, nie dając znaku życia. Pisze rozpaczliwe maile miesiącami, błagając o kontakt, a jednocześnie zwierzając się jej z codziennych spraw. Tymczasem ona wiedzie swoje życie, nie przejmując się zbytnio dawnym chłopakiem. Jednak on uparcie pisze, pisze, pisze. W końcu Ona musi zareagować. Odpisuje, On się cieszy, potem Ona znowu milczy, układa sobie życie osobno. Zdarza się, że czuje się nieszczęśliwa, więc pisze do niego. Nawet udaje im się spotkać po latach, ale to nie to samo, co kiedyś. Nie to samo, co pisanie do siebie, gdzie można być absolutnie szczerym, a zarazem całkowicie panować nad sytuacją.
Do czego to pisanie zmierza? W zasadzie do niczego. Oboje piszą dużo, ich rozważania są głębokie, dotyczą różnych spraw, ale nie rozwiązują żadnych problemów emocjonalnych, a więc nie prowadzą do tego, by stworzyć prawdziwy, oparty na silnych podstawach związek. Bohaterowie wciąż się mijają – jak w tanim romansie. Gdy ona chce, to on nie może. Gdy on chce, ona jest w innym związku. A czytelnik ma wrażenie, że czyta intymne listy dwojga niespełnionych kochanków i nie czuje się w tej roli zbyt komfortowo. Stopniowo ulega coraz większemu znużeniu, niestety. Ma bowiem wrażenie, że ta historia do niczego nie prowadzi i pewnie skończy się tak, jak się zaczęła – przypadkowo, nagle, bo znudzi im się pisanie.
Po książce spodziewać się można wielkich emocji, namiętności, dramatycznych wydarzeń. Zamiast tego są egzotyczne miejsca, z których „mailowi kochankowie" piszą swoje listy, z których niewiele wynika. Czy tak naprawdę można kochać kogoś na odległość? Pewnie tak. Tylko dlaczego w takim razie ich spotkania okazują się porażkami? Dlaczego mogą „być" ze sobą jedynie w formie epistolarnej? Czy to kolejny znak czasów? Jakaś forma bezpiecznej, wirtualnej miłości? Bez codziennych kłopotów, rachunków, problemów, niedomytego makijażu, skarpetek leżących na podłodze, sprzątania i gotowania? Tak może jest wygodniej, ale czy pełniej? Prawdziwiej? Z drugiej strony – samo pisanie może rodzić nieporozumienia, niedomówienia. Czasem więcej można powiedzieć jednym gestem i spojrzeniem niż tysiącem słów.
Nie znajdujemy w Bordeaux piąta rano odpowiedzi na pytanie, czy taka epistolarna miłość, związek na odległość jest lepsza, bogatsza. Pewnie jasnej odpowiedzi w ogóle nie można na to pytanie udzielić.
Debiut literacki młodej, utalentowanej i pięknej autorki - Malwiny Kowszewicz - która ma wszelkie szanse, by zdobyć w Polsce popularność nie ustępującą...
Druga powieść Kowszewicz po Zakazanych grach - bardzo udanym debiucie z 2005 roku. O książce tej można śmiało powiedzieć - "polski Diabeł ubiera się u...