TURBAN ZAMIAST TIARY
Poważna cegła historyczna napisana dla „człowieka z ulicy”? Pośród dzieł historyków polskich „zwierzę” to występujące nie częściej niż pięcionoga żyrafa odrzutowa w Afryce. Pisać o zamierzchłych czasach nie dla kolegów po fachu, nie dla studentów historii, lecz - excusez le mot - dla mas? I jeszcze chwalić się we wstępie, że pomysł na książkę podsunęli profani remontujący gmach uniwersytetu? Judith Herrin podobnych wątpliwości nie miała i tak właśnie powstało Bizancjum. Niezwykłe dziedzictwo średniowiecznego imperium traktujące o tysiącletnich dziejach tej „połówki” Imperium Romanum, która ocalała z historycznego kataklizmu, jaki jej zachodniego bliźniaka zmiótł z powierzchni ziemi. Herrin w interesujący i przekonujący sposób zastanawia się, na ile Bizancjum było prostą kontynuacją Cesarstwa Rzymskiego, na ile zaś tworem absolutnie oryginalnym. Autorka „traktuje” problematykę nie chronologicznie, lecz „problemowo”, co ułatwia czytelnikowi ogarnięcie wcale nie prostej problematyki, z drugiej jednak strony pojawiają się pewne problemy z umiejscowieniem przedstawionych zdarzeń na osi czasu.
Niejasności natomiast nie ma, kiedy Herrin uzmysławia czytelnikowi wielkość wkładu Bizancjum (a przy okazji i Arabów) w przetrwanie do naszych czasów spadku po kulturze antycznych Grecji i Rzymu. Podobnie jest gdy pokazuje jak dalece ów antyk przenikał życie ówczesnych wschodnich chrześcijan.
Pewnym minusem Bizancjum jest niezbyt wyraźny w nim wizerunek tzw. zwykłego Bizantyjczyka (a przecież dla czytelnika, dla którego książkę napisano, zwykle jest to bardzo interesujące). Nie sposób na podstawie pracy Herrin odpowiedzieć sobie na pytanie, czym się na co dzień od rzymianina „łacińskiego” różnił, w czym był podobny, w czym identyczny. Może dlatego, że amerykańska autorka świadomie i celowo zrezygnowała z anegdoty? Niepotrzebnie. Niesłusznie też nie skorzystała z doświadczeń francuskich twórców bestsellerowej historii życia prywatnego - po przeczytaniu czterech setek stronic Bizancjum nadal nie wiem, jak się Bizantyjczycy ubierali, jak się strzygli, co jedli. Na szczęście już wreszcie jestem w stanie zrozumieć, w co dokładnie wierzyli - korzenie prawosławia autorka zanalizowała wręcz błyskotliwie.
Niestety, nie da się tego samego powiedzieć, gdy pisze o bizantyjskim sposobie na państwowe przetrwanie, a szkoda, gdyż jeśli cokolwiek i kiedykolwiek było przedmurzem chrześcijaństwa, to właśnie Bizancjum. Cesarstwo walczące najpierw z Persją, potem z islamem arabskim, następnie z Turkami - musiało mieć na to wcale niezłą militarną receptę, skoro opierało się aż 1000 lat. Niestety Herrin poprzestaje na tym, co zawierają nawet kolorowe książeczki dla dzieci, w których mowa o dyplomacji, ogniu greckim i słowiańskich oraz skandynawskich gwardzistach. Fakt - podaje autorka sporo wiadomości o systemie mobilizacyjnym i finansowaniu sił zbrojnych, ale o ile słysząc o legionach rzymskich momentalnie ma się przed oczami (nie do końca słusznie) osiłka w kasku z „miotełką”, zbrojnego w prostokątną tarczę i krótki miecz, to niestety po lekturze Bizancjum nie widzi się żadnej konkretnej postaci. Skoro mamy do czynienia z książką „dla mas”, to niewątpliwie jest to porażka. Sukces natomiast wieńczy niełatwe dzieło wyjaśnienia sporów religijnych, jakże charakterystycznych dla Bizancjum, jak choćby wówczas, gdy autorka zajmuje się ikonoklazmem. Nie inaczej jest, gdy wyjaśnia różnice (oraz ich proweniencję) między kościołami wschodnim a zachodnim.
Najciekawsze partie książki (chwilami wręcz przejmujące), to moim zdaniem relacje o polityczno-żebraczej podróży cesarza Manuela II kołatającego u łacińskich braci o pomoc, błagającego o wsparcie już nie dla utrzymania swej potęgi, lecz dla zwykłego przetrwania. Reakcja brata-papieża stanowi doskonałą ilustrację „pocałunku z niedźwiedziem”, ale też i stereotypu „chytrego Greka z Bizancjum”: podstępnego, zdradliwego, dwulicowego cynika żerującego na słabości innych (w świadomości zachodniej atrybuty to Bizantyjczyka). W tym wszakże przypadku „Grekiem” okazał łacinnik. Zresztą nie tylko w tym: jak słusznie Judith Herrin zauważa: Bizantyjczycy wcale nie mieli w średniowieczu wyłączności ani na dwulicowość, ani na hipokryzję i bogactwo. Od siebie dodam tylko, że monopol na biurokrację, to jednak posiadali (w dużej mierze odziedziczony po Cesarstwie „właściwym”), tyle tylko, że brak tego grzechu na zachodzie wynikał tylko i wyłącznie z tego, że tamtejsze machiny państwowe były (w porównaniu) nader prymitywne.
Zachodowi obrywa się od Herrin zresztą częściej. Autorka stawia bowiem tezę, że Bizancjum przetrwałoby o kilka wieków dłużej, gdyby nie krucjata roku 1204, w wyniku której bogobojni łacińscy goście złupili Konstantynopol i w samym sercu chrześcijańskiego cesarstwa założyli swoje własne, a gwałty i grabieże nie ustępowały tureckim 250 lat później (czy też Sacco di Roma). Wg Herrin właśnie krzyżowcy wbili przedostatni gwóźdź do trumny imperium. Nie może zatem dziwić, iż papieska obsesyjna chrapka na pełne podporządkowanie sobie umierającego już Bizancjum Rzymowi, musiała zaowocować dramatycznym oświadczeniem konającego: „prędzej turecki turban, niż tiara papieska”.
Choć wiele jest w naszym słowniku pejoratywnych określeń rodem ze średniowieczno-zachodnioeuropejskiej niechęci - to mamy wobec Bizancjum dług ogromny i niespłacalny - twierdzi Heroin - wieki zmagań Bizancjum z islamem dały bowiem Europie czas na konieczne okrzepnięcie. Długów podobnych byłoby więcej, ale jak się przekonałem (zerkając przez szybę do MacDonaldsa): widelec wcale nie jest już niezbędnym bizantyjskim wynalazkiem, jak jeszcze niedawno nam się wydawało. No, ale jak tłustymi paluchami przewracać kartki tak ciekawej książki, jak tu recenzowana? A Bizancjum warte jest lektury i polecam je również fanom M. Waltariego („Czarny Anioł”) na odtrutkę, jako że w odróżnieniu od "wykładni fińskiej", bizantyjska rzeczywistość w relacji Judith Herrin ciągot samobójczych u czytelnika nie wywołuje.
Książka jest historią trzech kobiet, które były małżonkami cesarzy bizantyńskich, matkami ich dzieci, cesarzowymi wdowami i regentkami, a także władczyniami...
Rawenna: Stolica imperium, tygiel Europy przywraca do życia wczesne średniowiecze poprzez dzieje tego olśniewającego miasta. 402 r., gdy barbarzyńskie...