Dokładnie siedemdziesiąt lat temu w przestworzach nad wciąż jeszcze zielonymi łąkami Wielkiej Brytanii rozegrała się jedna z największych kampanii lotniczych wszech czasów – osławiona bitwa o Anglię, która bliska jest każdemu polakowi nie tylko na przełomowy dla dziejów II wojny światowej charakter, ale również dzięki naszym wspaniałym lotnikom z dywizjonu 303. W związku z tak okrągłą rocznicą na rynku pojawiło się kilka pozycji mających na celu przybliżenie tej problematyki szerszym rzeszom czytelników w sposób mniej wybiórczy niż opowieści Witolda Urbanowicza czy Arkadego Fidlera, a wśród nich znalazła się niewątpliwa perełka – „Bitwa o Anglię” Stephena Bungaya.
Książka ta w sposób całościowy i przekrojowy ujmuje problematykę tego lotniczego starcia nad starciami, nie ograniczając się jedynie do jego militarnego aspektu, ale również śledząc problematykę polityczno – społeczną i gospodarczą. Bungay przywołuje i fachowo rozprawia się z mitami, jakimi już w momencie jej rozpoczęcia narosła bitwa o Anglię, konfrontuje rzeczywistość z romantycznymi wyobrażeniami i hojnie sypie sól na pojawiające się w innych dziełach o tej tematyce nieścisłości. Co więcej, oprócz opisów kolejnych posunięć taktycznych i strategicznych oraz rozważań na temat budowy i osiągów samolotów wiele jest tutaj autentycznych historii lotników biorących udział w walkach po obydwu stronach konfliktu i Kanału, co zdecydowanie umila lekturę i sprawia, że całość wydaje się czytelnikowi o wiele bliższa i bardziej zrozumiała.
Autor „Bitwy o Anglię”, oprócz odpowiedniej wiedzy merytorycznej i pracy włożonej w docieranie do najróżniejszych źródeł (nawet do bezpośrednich uczestników tych starć) może się także pochwalić lekkim piórem i zdolnością do prostego i jasnego formułowania myśli. Ileż to książek o interesującej tematyce i bogatej treści nadaje się tylko do użycia w charakterze elementu dekoracyjnego, tylko dlatego, że autor stanął w szranki ze stołem w kwestii sztywności! Bungay nie dość, że pisze przejrzyście i prosto, ograniczając do minimum wstawki stricte techniczne (ale ich też nie pomijając!), to jeszcze sprawnie operuje dygresjami, anegdotami, ciekawostkami i kombatanckimi opowieściami, tworząc lekki acz sycący koktajl zamiast lepkiego kleiku jaki jest koszmarem każdego miłośnika książki historycznej. Szeroko stosowana jest też tutaj forma porównania sił brytyjskich i niemieckich, co pozwala na łatwe rozeznanie w temacie nawet tym, którzy wcześniej mieli niewiele do czynienia z tą częścią historii.
To właśnie jest kolejną zaletą „Bitwy o Anglię” – jest równie intrygująca i zajmująca zarówno dla początkujących znawców tematu, jak i dla mocno w temacie zorientowanych. Bungay robi odpowiedni użytek zarówno ze źródeł, do których dotarł, jak i z własnych szarych komórek i nie powtarza komunałów i mitów (przez co nawet zaawansowany miłośnik historii lotnictwa dowie się czegoś nowego), a jednocześnie pisze przejrzyście i zrozumiale, unikając niepotrzebnie technicznego języka i nie obciążając czytelnika zwałami dat i nazwisk, które mogą co najwyżej zalegać na synapsach i psuć radość z lektury.
Trzeba jednak przyznać, że książka ta nie ustrzegła się też pewnych mankamentów – podstawowym jest zbytnie skupienie się na powietrznej części walki i pominięcie naziemnej części kontroli. Aż prosiłoby się napisać coś więcej na temat WAAF (kobiecych oddziałów pomocniczych RAFu), korpusu obserwatorów, techników na lotniskach, warunków życia pilotów, czy choćby reakcjach brytyjskiej i niemieckiej opinii publicznej na prowadzenie w ten sposób działań. Widoczne są także pewne dysproporcje między opisem brytyjskiej, a niemieckiej strony w tej walce – III Rzeszy poświęcone jest mniej miejsca.
Nie zmienia to faktu, że „Bitwa o Anglię” to istna perełka. Świetnie się czyta, a oprócz tego naprawdę wnosi coś nowego w pojmowanie całego zjawiska, jakim była ta podniebna potyczka. Książka Bungaya na pewno nie będzie kolejnym elementem dekoracyjnym na półce biblioteczki miłośnika historii.