O ile w „dorosłym” debiucie – powieści dla kobiet „Ty to głupia jesteś” Krystyna Śmigielska nie mogła opanować stylu i popełniła kilka błędów, o tyle jej drugą książkę dla dorosłych czytelniczek cechuje już znacznie większy spokój. To przekuwa się na przyjemną narrację i w efekcie otrzymujemy całkiem ciekawe obyczajowe czytadło z romansowym wątkiem.
„Berżeretka bez przepisu”, chociaż zaczyna się niezbyt atrakcyjnie, godna jest polecenia. Ewa, kobieta po czterdziestce i uznana lekarka, nie zaznała szczęścia w życiu osobistym. Zaangażowała się w związek bez przyszłości – teraz swojego byłego partnera określa mianem „pana S.” I wraca do rodzinnego domu, by na nowo ułożyć sobie życie. Mieszka znów pod jednym dachem z despotycznym ojcem, który po śmierci matki Ewy nie szukał już nowej partnerki, oraz z Markiem – właśnie osieroconym synem sąsiada. W małej miejscowości aż huczy od plotek na temat rzekomej porażki Ewy. Ta, wyniosła i perfekcyjna, stara się uporządkować swój świat. Feministyczne zapędy bardzo się przy tym przydają – choć przecież wokół znajdzie się kilkoro przyjaciół, gotowych pocieszyć czy udzielić dobrej rady. Ewa musi stawić czoła nie tylko własnym troskom, ale i niesnaskom w rodzinie: wciąż zadłużony brat nie może liczyć na wsparcie ojca. Ojciec skrywa jakąś tajemnicę, a w dodatku pomaga mu w prowadzeniu domu młoda ponętna dziewczyna. Jakby tego było mało, Marek chętnie poderwałby Ewę, a pan S…
Tym razem poradziła sobie autorka z fabułą. Decyzje, podejmowane przez bohaterów, są wynikiem ich konsekwentnych kreacji, nigdy nie należą do stypizowanych czy przewidywalnych i to w „Berżeretce” cieszy. Nie mam też zastrzeżeń co do postaci – udaje się Śmigielskiej uciec od schematyczności. Owszem, bywa, że wydarzenia nie należą do najbardziej wiarygodnych, ale to już przecież prawo powieści. Cieszy mnie, że Śmigielska wreszcie uwierzyła w siebie i w książce dla dorosłych jest równie dobra jak w publikacjach dla najmłodszych czytelników. A że zdecydowała się na książkę rozrywkową, obyczajówkę spokojną i toczącą się powolnym rytmem? Znajdzie na pewno uznanie wśród spragnionych ciekawych powieścideł odbiorczyń. Jedna uwaga co do stylu: za często bohaterowie Śmigielskiej „ironizują”. W pewnym momencie zaczyna się odczuwać wręcz przesyt tym akurat określeniem.
Druga uwaga dotyczy korekty: Joanna Skóra im dalej, tym mniej czujna się staje, przepuszcza coraz więcej literówek. Automatyczne poprawianie „pana S.” Sprawiło, że dostało się i biednemu panu Stachowi, przekształconemu złośliwością edytorów tekstu w „pana S.tacha”. Przypuszczam, że chcąc ułatwić sobie pracę i nie przegapić kropki po inicjale, włączyła korektorka opcję „znajdź i zamień” – tyle że nie sprawdziła, co zostało zamienione. Są tu czasami niedostatecznie uzasadnione posunięcia (zamiana imienia Angeli na Anielę i rozchwianie w jednym z dialogów), ale to drobiazgi, których przy całości „Berżeretki” nie ma nawet sensu się czepiać. Próżno by w „Berżeretce bez przepisu” szukać nagłych zwrotów akcji, wielkich uniesień, zaskoczeń i ogromnych wzruszeń. Autorka utrzymuje stałą temperaturę fabuły i uczuć bohaterki, powieść jest stonowana, co nie oznacza, że nudna! W tym wypadku jednostajny, wręcz monotonny rytm to jedna z większych zalet książki.
Kiedy pewnego dnia rodzice mówią trzynastoletniemu Mikołajowi, że muszą wyjechać na kilka dni i spędzi ten czas pod opieką swojej wiecznie roztargnionej...
Pod koniec sezonu, na nadmorskim deptaku pojawia się Kacper Rawicz, długowłosy, młody mężczyzna. Twarz zasłania mu gęsta broda, a piwne oczy spoglądają...