„Całe życie prześladują mnie za niewłaściwy kolor skóry, płeć, umawianie się z nieodpowiednimi osobami albo za to, że mieszkam nie tam gdzie trzeba. Nikt nie jest tym, kim się urodził – jesteśmy tym, kim chcemy być. Dlatego pozwól, że sama wybiorę sobie płeć. Będę ubierać się tak jak chcę. Będę robić, co mi się podoba. Będę kochać, kogo zapragnę. Będę mówić, co chce i kiedy chcę.”
Niewątpliwe dostałem do ręki rodzaj powieść biograficznej, w której istotną rolę odgrywają płaszczyzny psychologiczne głównego bohatera. Uczciwie dodam, że powyższy zaczep teoretycznoliteracki nie wypełnia dostatecznie gatunku, do którego należy ten typ prozy. Chodzi o to, że głównego bohatera nie można traktować jedynie jako podmiotu samego w sobie, gdyż staje się on również pryzmatem opisu rzeczywistości, w której partycypuje. Ów typ literatury zakreśla delikatne ramy konwencji, natomiast ujmowanie problemu i sposób operowania językiem na pewno nie należy już do konwencjonalnej struktury, co cieszy i podnosi rangę dzieła.
Powieść rozpoczyna się trochę w stylu dickensowskiego „Davida Cooperfielda”, dzięki czemu czytelnik łatwo nawiązuje kontakt z głównym bohaterem. Christopher Wilson zaczyna swoje dzieło od narodzin głównego bohatera – Lee Cottona. Mało tego, Lee nie tylko rodzi się przed oczami odbiorcy, ale zwierza nam się z tego faktu:
„Wreszcie udaje mi się wyśliznąć na zewnątrz. Płacząc wniebogłosy, rozglądam się i widzę, że mama już cierpi przeze mnie – krzyczała z bólu i przeklinała przez siedemnaście godzin. Potem uspokoiła się na chwilę, ale kiedy mnie ujrzała, zaczęła zawodzić jeszcze głośniej. (…) A wszystko przez mój idiotyczny, budzący grozę wygląd, bo przecież nie tak powinno wyglądać murzyńskie dziecko.”
Autor dobrze skonstruował początek narracji, który ma niezwykle istotne znaczenie dla powieści biograficznej, gdyż nieumiejętne wprowadzenie głównej postaci, która jest osią całego dzieła może kosztować wiele – na przykład bezpowrotnym odłożeniem książki na półkę. Któż, bowiem chciałby czytać „balladę o Lee Cottonie”, gdzie sam Lee już na wstępie jawiłby się jako mało obiecująca postać. Dlatego też mimo typowego zabiegu literackiego autor mocno chwyta za gardło czytelnika, zapoznając go z rodzącym się Lee i nie puszcza, dając głos bohaterowi, który staje się jednocześnie narratorem, zwierzającym się z intymnych spraw swojego życia.
Tak, więc rodzi się Lee – główny bohater, a zatem rodzi się główny problem powieści - obecny stan rzeczy powoduje, że mam chęć go poznać. Lee Cotton rodzi się w Eurece – małej miejscowości w stanie Missisipi. Jego czarnoskóra matka poznaje marynarza – Islandczyka, a ta przygodna znajomość sprawia, że Lee rodzi się jako „biały” chłopak. Mimo to jest wychowywany przez matkę w tradycji czarnoskórych ludzi z Południa, a więc z surowymi baptystycznymi zasadami i wartościami opierającymi się na biblii. Już w tym momencie widać odmienność Lee – „białego murzyna”, jak o sobie mówi, – który balansuje między dwoma światami – „białych” i „czarnych”. Jako, że Lee urodził się w 1950 roku, a więc w czasach, kiedy w Stanach Zjednoczonych boleśnie daje o sobie znać rasizm i działalność Ku Klux Klanu, następuje systematyczny proces wyobcowania bohatera z dwóch społeczności. Z jednej strony nie jest do końca akceptowany przez otoczenie czarnoskórych, gdyż jako „biały” wywołuje lęk, natomiast „biali” wiedząc, że jego matką jest „murzynka” dyskryminują go w ten sam sposób, co „czarnych.”
Czytając ten okres z życia Lee ma się wrażenie, że od urodzenia chłopak porusza się po „czarno-białej” rzeczywistości, jak po szachownicy, na której szybko może zostać wyeliminowanym. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że Lee to bardzo dynamiczny bohater. Jednakże ten dynamizm to paradoksalnie powrót do korzeni, cofanie się, ale do ukrytej prawdy. Lee Cotton już od dziecka wykazywał głębię myślenia, otwartości i tolerancji, posiadał również zdolność odczytywania myśli. To połączenie intelektualne i duchowe z ludźmi, budowało jego tożsamość i odkrywało prawdę. Należy to podkreślić, bohater jest dynamiczny – zmieniają się wydarzenia w jego życiu – miejsce jego zamieszkania, pracy, płeć i kolor skóry, jednakże trzon pozostaje ten sam.
Lee Cotton po wypadku samochodowym zostaje zoperowany, a lekarz decyduje się na zmianę jego płci, gdyż nie jest w stanie uratować jego męskich narządów płciowych. Po kilku latach dają o sobie znać geny babci i matki Lee Cottona, ponieważ już jako kobieta ciemnieje jej skóra i staje się mulatką. Podsumujmy, bohater przemieszcza się po mapie Stanów Zjednoczonych służąc w wojsku, pracując w szpitalu jako salowy, w pubie za barem i jako modelka w sesjach zdjęciowych. Przemieszcza się również na mapie swego ciała – zmienia płeć i kolor skóry. W końcu oscyluje w przestrzeni życia „czarnych” i „białych”, w świecie kobiet i mężczyzn oraz w tożsamości heteroseksualnej, biseksualnej i homoseksualnej. Podczas jednej z operacji po wypadku jego mózg zostaje rozdzielony na dwie półkule, pracujące od siebie niezależnie. W związku z tym pytam się o płeć mózgu bohatera, o płeć narracji i kolor tej literatury. Oczywiście nie ma jednej płci, koloru i orientacji. Historia Lee Cottona – historia doświadczeń jego ciała, osobowości i ducha to zgłębianie psychologii człowieka, oraz synteza dwudziestu lat z historii Stanów Zjednoczonych, a więc obyczajów, przekonań, uprzedzeń i szeroko pojętej kultury.
Ciekawa jest scena, kiedy Lee Cotton po wielu latach spotyka się z matką, która w ciele kobiety dostrzega swego syna, tego samego człowieka. Bohater pokazuje, że nie można zafiksować się na poziomie swego ciała, które się zmienia, podobnie jest z seksualnością. Można by powiedzieć ze ukazana jest tutaj małostkowość ludzi, którzy postrzegają człowieka w pryzmacie ciała – koloru skóry, płci, wyglądu zewnętrznego oraz pryzmacie orientacji seksualnej. Wraz z biegiem wydarzeń bohater reinterpretuje swój stosunek do rzeczywistości a czytelnik naturalnie robi to samo. Właśnie to balansowanie na wielu płaszczyznach pozwala na weryfikację poglądów i tożsamości a przez to powrót do prawdy – trzonu. Pod względem literackim jest to świetnie napisana książka. Płeć bohatera przylega do płci narracji. Autor świetnie posługuje się dyskursem męskim i żeńskim, ukazuje pewne stereotypy i zabójcze dla człowieka konstrukty myślowe. Wydobywa to na światło dzienne stosując w mistrzowski sposób ironię i sarkazm posiadające własną precyzję i głębię wyrażania.
Autor wprowadzając w przestrzeń prozodyczną cudzysłowy myśli ludzkich, odczytywanych przez Lee Cottona ukazuje podstawowe problemy ludzi, ich wąskie i skrajne myślenie oraz lęki władające życiem. Ten ciekawy zabieg wprowadza jeszcze więcej sfer intymnych, co jest chwytliwe dla czytelnika. Szczególnie ciekawa jest scena, kiedy Lee zamierza porozmawiać z księdzem w konfesjonale i słyszy jego myśli:
„Pozwólcie im przyjść do mnie. Damskim bokserom, pedofilom, pijakom, zboczeńcom, nierządnicom, leniwym oszustom, zakochanym w sobie narcyzom, pozerom, oszołomom, podejrzanym kretynom i innym debilom. Niech przyjdą i, kurwa mać, marnują mój cenny czas.”
Ta niezwykle głęboka powieść przedstawiona w ciekawej formie po przez dystans bohatera do siebie samego i świata sprawia, że dobrze się ją czyta i chce się do niej wracać. Błyskotliwe i prześmiewcze, a nierzadko okraszone wulgaryzmami teksty zahaczają o myśl i skutecznie ją dekonstruują zmuszając do ciągłej weryfikacji. Czytelnik tak mocno przylega do bohatera, że musi ciągle zmieniać swoje nastawienie, sam musi być dynamiczny i otwarty, co jest wartościową umiejętnością tej literatury. Myślę, że „ballada o Lee Cottonie” ma szanse mocno wpisać się w perspektywę historycznoliteracką, dzięki dobrze użytemu kontekstowi kulturowemu. Uważam, że ta powieść nie jest szybko wypalającym się fajerwerkiem, lecz pozycją, w której dzięki dobrej formie językowej i prozodycznej będą wypływać istotne sensy, na które będzie, że się tak wyrażę „zapotrzebowanie” czytelnicze.