Choć chyba każdy rodzaj globalnej katastrofy został już przerobiony przez pisarzy i scenarzystów z Hollywood, to jednak kolejne książki postapokaliptyczne potrafią wciąż zaskakiwać, wnosząc coś świeżego i dotąd niespotykanego, co czyni je dziełami nie tylko interesującymi, ale i jedynymi w swoim rodzaju. Tym większa to gratka, gdy autorem post apokaliptycznej powieści jest polski autor. Czas zatem przyjrzeć się bliżej nowej interesującej książce, którą jest Atomowy Eden autorstwa Marka Maniewskiego.
Świat nie tak dalekiej przyszłości, rok 2089. Świat stał się polem polityczno-gospodarczej walki o dominację nad ostatnimi złożami surowców energetycznych, których zasoby nieubłaganie zbliżają się do końca. Wobec tak niestabilnej i niebezpiecznej sytuacji globalnej Stany Zjednoczone rozpoczynają Projekt Eden, którego założeniem jest budowa kilkudziesięciu podziemnych krypt, schronów, w których mogłoby przetrwać nuklearną zagładę blisko 2% populacji USA. Wskutek wysokich cen wykupu miejsca w owych schronach wybudowano zaledwie kilka, w których schroniła się niewielka liczba osób. I tak właśnie w roku 2101 rozpoczęła się wojna pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami, którą nazwano "Trzecią wojną światową". Wtedy też zamknęły się wrota krypt, a znajdujący się wewnątrz ludzie mieli być jedynymi, którzy przetrwają atomową zagładę.
Być może sam pomysł nie jest nowy, gdyż zarówno w literaturze, jak i w kinie podobne scenariusze były już przerabiane. Nie wpływa to jednak na mniejszą atrakcyjność głównych założeń fabuły Atomowego Edenu - fabuły, która intryguje i pozostawia mnóstwo możliwych ścieżek dla dalszego rozwoju wydarzeń. Już sama tajemnica, ukryta za wrotami podziemnych sarkofagów, czyni tę książkę arcyciekawą. Czy świat przetrwał choć w jakiejś części, czy nuklearną wojnę przetrwali inni ludzie, czy kiedykolwiek będzie można wyjść na powierzchnię i odbudować świat z popiołów? Te pytania napędzają emocje podczas lektury.
Całość fabuły wypada zadowalająco. Świetny pomysł na historię, która jednak mogłaby być bardziej rozbudowana i napisana z nieco większą dojrzałością pisarską. Powieść jest debiutem, co trzeba brać pod uwagę podczas lektury. W powieści znajdziemy bowiem sporo błędów stylistycznych - a może raczej nie do końca trafnych wyborów w budowaniu zdań i dialogów. Drugą kwestią jest szybkość przedstawianych wydarzeń, a właściwienadmierny pęd do ukazywania kolejnych wątków, przy pominięciu wielu ważnych szczegółów, którym można by się nieco bliżej przyjrzeć w powieści. Książka miejscami wydaje się po prostu powierzchowna.
Niewątpliwym atutem opowieści natomiast jest jej atmosfera. Najprościej mówiąc: nie jest to pozycja "przekombinowana". Mamy w powieści wyprawę głównego bohatera w obcy świat, gdzie przeżywa on mnóstwo przygód. Pomysł prosty, prawda? Ale jednocześnie ciekawy i stwarzający duże pole do popisu dla wyobraźni pisarza. I nawet, jeśli czasami postępowanie głównego bohatera wydaje się trochę naiwne i przewidywalne, to i tak lektura przysparza wiele radości czytelnikom.
Skoro mowa o głównym bohaterze, to wpisuje się on w schemat wielokrotnie stosowany w literaturze przygodowej. Oto mamy młodego mężczyznę - Maxa, który na wskutek pewnych okoliczności zostaje zmuszony do opuszczenia podziemnego domu i wyjścia na powierzchnię, by dotrzeć do mitycznego miejsca, w którym ma tkwić szansa ba odbudowę świata. Nasz bohater jest odważny, silny, ciekawy świata, ale i przerażony tym, co czeka go na zewnątrz. Max to trochę typ rodem z kina akcji, który sam potrafi pokonać hordy przeciwników i wyjść z tego bez najmniejszego zadraśnięcia. Jednocześnie jest to postać, którą lubimy i której kibicujemy z całych sił. Inne postaci, choć stosunkowo interesujące, stanowią jedynie tło dla głównego bohatera.
Atomowy Eden to pozycja interesująca i warta poznania. To interesująca pozycja postapokaliptyczna. Historia nie jest pozbawiona drobnych błędów i niedociągnięć, ale rekompensuje owe braki fabułą. 255 stron powieści to dobra rozrywka dla miłośników gatunku. Z pewnością warto po nią sięgnąć.