Antlantyda to legendarny kontynent, na którym dawno, dawno temu powstała niewiarygodnie rozwinięta cywilizacja. Z czasem jednak jej przedstawiciele ulegli moralnej i etycznej degradacji, odwrotnie proporcjonalnej do ich postępu technicznego. Taka postawa wywołała gwałtowną reakcję bogów/Boga/natury (w zależności od wersji historii), skutkiem czego Atlantyda wraz z większością swych mieszkańców została zalana przez wodę. Wiadomo, jak to jest z legendami - każda zawiera element prawdy. Zwykle trochę zniekształcony, przeobrażony, ale zawsze prawdziwy. Ciężko jest ocenić, który z elementów układanki jest tym rzeczywistym, a które stanowią popis fantazji autora oraz wszystkich innych, którzy kolejno przekazywali opowieść. Sytuacja w przypadku Atlantydy jest o tyle specyficzna, że źródła legendy odnajdujemy już w dialogach Platona (on sam powołuje się przy tej okazji na Solona i egipskich uczonych), który stanowi pewien autorytet, nie jest przecież zwykłym pisarzem, twórcą fikcji, ale filozofem, piewcą prawdy.
Valerio Zecchini, zainspirowany legendami o Atlantydzie, podjął się nieco zuchwałej, z pewnością trudnej oraz ryzykownej misji - zebrania informacji dotyczących tajemniczego kontynentu oraz ich weryfikacji i oceny. Ważnym i równocześnie pozytywnym wyróżnikiem tej książki z pośród wielu innych traktujących o tym temacie jest właśnie to, że autor nie stara się na jej łamach odkryć gdzie leżała i jaka była Atlantyda, a tylko bierze pod uwagę rozmaite teorie związane z położeniem, historią i zniknięciem mitycznej krainy. Zecchini chce pokazać, że potencjalne istnienie Atlantydy nie jest w swej istocie niedorzeczne, jak utrzymuje dziś szereg autorytetów ze świata nauki. Wyraźnie zarysowuje konflikty pomiędzy tradycyjną nauką (i naukowcami) a czymś, co określa terminem atlantologia (i atlantologami). Stara się przy tym ogień zwalczać ogniem, i ukazuje, że często tradycyjna nauka potwierdza stanowiska atlantologów, choć sama temu zaprzecza. Usilna chęć wywołania wrażenia naukowości i uczoności sprowadza się często - niestety - do zasypania czytelnika gradem cyfr, dat, nazwisk, miejsc i przeróżnych innych danych, podawanych na każdym kroku, danych, które często nie mają wielkiej wartości w konfrontacji z tematem.
Efekt tego taki, że miejscami tekst wygląda tak: "Piri Reis był słynnym XVI-wiecznym otomańskim admirałem, który brał udział w wielu bitwach na Morzu Śródziemnym. W roku 1554 poniósł klęskę w walce z flotą portugalską na Morzu Czerwonym i sułtan kazał mu ściąć głowę. W roku 1929 odnaleziono w archiwum pałacu cesarskiego w Konstantynopolu mapę, którą Reis sporządził w 1513 roku na skórze gazeli; widoczne są na niej zarysy obu ameryk, zachodniej części Europy i Afryki i. co jeszcze bardziej zadziwiające, północne wybrzeże Antarktydy" (s. 70), lub tak: "Atlantyk, mający sto sześć milionów kilometrów kwadratowych, jest ze względu na wielkość drugim oceanem; rozciąga się pomiędzy obiema Amerykami, Europą i Afryką od wschodu na szerokość od 2850 do 6800 kilometrów; z północy na południe rozciąga się na długość ponad pięnastu tysięcy kilometrów, a jego maksymalna głębokość wynosi 9219 metrów, w miejscu znajdującym się na wprost rowu portorykańskiego, na wschód od Antyli" (s. 87).
Mimo to trzeba przyznać, że podejście autora "Atlantydy..." jest bardzo wszechstronne. Przytacza on argumenty z rozmaitych i odległych dziedzin: geografii, geologii, oceanografii, historii, religioznawstwa, filologii, lingwistyki, etnologii i tak dalej. Podaje przy tym wiele interesujących informacji i ciekawostek z tych dziedzin, tak, że lektura staje się interesująca a przy tym rozwijająca. Czy istnienie lub nieistnienie Atlantydy ma w ogóle jakiś sens? Czy jest o co kruszyć kopie? Po co cały ten szum? Okazuje się, że istota konfliktu nie ma wiele wspólnego z ważnością samego istnienia Atlantydy, ale z zupełnym odrzuceniem tej wersji przez oficjalną naukę i rządy państw. Gdyby udało się udowodnić istnienie Atlantydy, ujawniono by pomyłkę autorytetów współczesnego świata, co skłoniłoby do domniemania, że także pod innymi względami dzisiejsza nauka może być w błędzie.