Kandyzowane fiołki, rolada z kwiatami robinii, omlet z chmielem? Nie, to nie opis martwej natury holenderskiego mistrza pędzla. To propozycje kulinarne dla tych, którzy mają chęć wypróbować czegoś innego niż to, co oferuje wąska oferta lokalnego jarzyniaka.
Od lat ludzie jedli przysmaki, które rosły na polach i w ogrodach. Rośliny niesłusznie zwane chwastami to często pełnowartościowy pokarm, pełen białka, witamin i mikroelementów. Pozbyliśmy się ich z jadłospisu, bo łatwiej nam kupić sztuczne pomidory i pompowane wodą ogórki, a także blade, zupełnie pozbawione zapachu zioła w sklepie. A tymczasem może jednak warto się rozejrzeć i zrozumieć, że wszystko, co wokół nas rośnie, ma jakiś sens. Natura to system naczyń połączonych, nic nie jest na świecie bez powodu.
Ot taka laurowiśnia, dobrze wszystkim znana. Jej pestki są trujące, ale z owoców we Włoszech od zawsze wytwarza się pyszny likier. Albo urocze szafirki – można je podawać w cieście jako przekąskę. A kto zna babkę lancetowatą? Przykładamy ją na zranione kolana, ale może warto zaprosić babkę także do kuchni? Duszona w oliwie z odrobiną mąki jest świetnym dodatkiem do drugiego dania. Mistrzowie mogą wykorzystać liście do swoistych „gołąbków”. Próbowaliście? Nie? Dlaczego?
Te tzw. chwasty mają niezwykłą zaletę. Rosną bujnie i łatwo je zdobyć. Wystarczy jedynie pozbyć się uprzedzeń, które wyrosły w nas, gdy opuściliśmy przyrodę i zaczęliśmy wierzyć, że żywność ze sklepu jest zdrowa i odżywcza. Tymczasem często jest jałowa i bardzo niezróżnicowana, co kończy się niedokarmieniem organizmu. Potem już sięgamy po suplementy, które są kosztowne, ale czy skuteczne?
Zajrzyjcie do swoich ogródków, nie wyrzucajcie wszystkiego, co psuje Wam linie kwiatów pod płotem. Aby wybierać mądrze, skorzystajcie z poradnika Aromaty i smaki z łąk i pól. To 160 stron opisów ziół i fantastycznych przepisów kulinarnych. Poręczna, dobrze wydana i zilustrowana książka powinna się znaleźć w każdej kuchni.
Nie uwierzycie, ile przypraw macie w zasięgu ręki.
Bardzo polecam.