Si vis pacem, para bellum
Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Ludzie się zatem szykują. Ponieważ nie są w stanie wprost stawić czoła potężnemu kosmicznemu Imperium, próbują odzyskać inicjatywę w inny sposób. Za pomocą podstępu, gry wywiadowczej. Imperium – podobnie jak w ziemskiej historii osławiony ZSRR – jest bardzo trudne do infiltracji. Wiedza o nich, a zwłaszcza o ich wszelkich słabościach jest bezcenna. Rozejm z Imperium jest bowiem – z czego zdają sobie sprawę wszystkie strony – chwilowy i bardzo kruchy. Najlepszym rozwiązaniem dla ludzi sprzymierzonych z Priminae byłoby przenieść wojnę na terytorium wroga. I takie są plany. Na razie chodzi o poszukiwanie słabych punktów przeciwnika, jego, by tak rzec, pięty achillesowej.
Komandor Stephen Michaels wraz z eskadrą Archaniołów wyrusza w kierunku przestrzeni kontrolowanej przez Imperium. Bez munduru, w roli przywódcy grupki piratów. Mają zdobywać informacje, odgrywając rolę zbirów do wynajęcia, służących płatną pomocą pomniejszym imperiom. Nowe ziemskie okręty nie przypominają dotychczasowych konstrukcji – ma to zmylić (i myli) przeciwnika. Imperium nie może się zorientować, że w ich przestrzeni pojawili się przedstawiciele – i to nie handlowi – wroga.
Archangel One: Anioły w czerni to spin-off słynnej sagi Odyssey One Evana Currie. Napisany w dobrze już znanym stylu, a więc zarazem wciągający, miejscami przekoloryzowany, dynamiczny, a – co najważniejsze – lekki i przyjemny w lekturze, z dozą humoru. Starym, dobrze znanym postaciom towarzyszą nowe. Erica Westona, głównego bohatera Odyssey One, zastępuje w tej roli Stephen Michaels. Ciekawie zmienia się perspektywa, z której śledzimy wydarzenia. Weston nadal jest obecny, ale w roli drugoplanowej. Currie stara się – z dość dobrym skutkiem – wyważyć akcję, politykę, militarne działania, rozważania ogólne, opisy technologii. Kontynuuje temat dziwacznych bytów zamieszkujących wszechświat i jeden z okrętów ludzi – Odyseusza. Fizyką się zbytnio nie przejmuje, ale jego powieści nie są przecież pracami popularnonaukowymi, ale rozrywką.
Archangel One jest kontynuacją cyklu Odyssey One. Dobrze zatem – choć nie jest to absolutnie wymagane – znać ten cykl. Currie stara się szybko wprowadzić w temat tych, którzy nie czytali zakończenia Odyssey One. Nie zaskakuje swoich fanów, ale też ich nie rozczarowuje. Jest po prostu dobry w tym, co robi. Książka nie jest gruba, ale to dopiero pierwszy tom cyklu, zaplanowanego na dłuższy. Oczywiście, można mruczeć pod nosem, zgłaszać zastrzeżenia. Nie zmieni to faktu, że lektura powieści Evana Currie ma w sobie coś z zanurzania się w twórczość Roberta Ludluma. Obaj potrafią przykuć uwagę czytelnika i dostarczyć godziwej rozrywki za rozsądną cenę kilku godzin lektury.
Wojna o Haydena się skończyła. SOLCOM i Sojusz rozpoczynają rozmowy pokojowe, ale żadna ze stron nie ma pojęcia, jak rozstrzygnęła się ostateczna bitwa...
Korzystając z najnowszej technologii, umożliwiającej podróże międzygwiezdne, okręt badawczy ,,Odyseja" wyrusza w dziewiczy rejs. Lecz kosmos nie...