Wstęgą pól mało zielonych
Zona. Strefa anomalii. Zależnie od fantazji twórcy wywołanych działalnością człowieka (na przykład katastrofą elektrowni jądrowej), szeroko rozumianym „piknikiem” Obcych na skraju Mlecznej Drogi czy związanych z niezrozumiałym miejscem zaburzenia czasoprzestrzeni (na przykład styk ze światem równoległym, antyświatem). Do wyboru, do koloru. Andriej Lewicki, znany z powieści Łowca z Lasu (cykl: Survarium), próbuje swoich sił w różnych opowieściach z Zoną w tle. We wspomnianym Łowcy z Lasu opisuje wizję ludzi zmagających się ze zbuntowaną wobec nich przyrodą. We Wstędze prowadzi czytelników do miejsca anomalii wywołanych nieziemskimi przyczynami. W obu przypadkach robi to ze swadą, wciągająco, rzetelnie.
Ale ja spokojny jestem. Spokojny jak doberman.
Paweł Nowickij budzi się całkowicie rozbity wewnętrznie. Nie wie, gdzie jest i co się stało. Powoli, penetrując mocno zniszczony i opustoszały obiekt oraz swoje wspomnienia, zaczyna przypominać sobie, w cziom dieło. Tajny wojskowy kompleks - oto gdzie przychodzi mu określać świadomość i zadbać o byt. Kompleks pełen trupów. Okazuje się, że ktoś oprócz niego przeżył śmiercionośną falę. Cóż z tego, kiedy nie można do niego dotrzeć. Pozostaje tylko wyruszyć poza Kompleks. Pocieszające?! Nie za bardzo. Jedyna droga to ta do Ziemi Utraconej. No, może nie jedyna, ale budząca największą nadzieję. Do Ziemi Utraconej nazwanej tak na cześć życia, która niezwykle łatwo tam stracić. Tam rządzą anomalie i zasady łamiące prawa ziemskiej fizyki. Tam egzystują ludzie i istoty przypominające ludzi, dla których zabić to jak bez wysiłku splunąć na poszarzałą ziemię. Żołnierz, twardziel, ryzykant Garsteczka rusza przed siebie. Przynajmniej tak sądzi, bo na tej ziemi trudno być czegoś na sto procent pewnym. Jej symbolem jest Zagubione Miasto, które zdaje się zjawiać i znikać według tylko sobie znanych zasad.
Patrzył i patrzył, mając wrażenie, że jego nos wydłuża się jak u Pinokia, zaraz dźgnie najemnika prosto w czoło, wyjdzie mu przez potylicę i zacznie stukać o szybę okna...
Zabawa jest przyzwoita, a może nawet lepiej: świetnie zarysowane sylwetki różnych postaci, nie tylko tych pierwszoplanowych; ciekawa fabuła, mimo obfitego korzystania ze schematów; żywy, iskrzący i daleki od uniwersyteckiego, choć pozbawiony wulgarności język; atrakcyjny humor; udana atmosfera powieści. To solidnie napisana książka rozrywkowa, taka, którą się chłonie - jak płuca wytrwanego biegacza chłoną smogowe opary. Nie ma tu miejsca na niespokojne eksperymenty literackie, jest przyjemność lektury i szybkie przewracanie kartek w poszukiwaniu ulubionego ciągu dalszego.
Animusz Garsteczki dostał naraz raka, wylewu i zawału, po czym umarł.
Wiele elementów książki w jakiś sposób jest już być może znanych, ale jak sprawdzony, dobry produkt (w przeciwieństwie do niejednej nowości) nie przynoszą one rozczarowania. Jest tu również miejsce na kilka ciekawych pomysłów, koncepcji, tajemnic Zony - świeżutkich jak hiszpańskie pomidory zimową porą. Dostajemy do rąk encyklopedię artefaktów, ale taką z pewnym przymrużeniem oka. Towarzyszymy nietuzinkowym postaciom, bawimy się nieźle i z niecierpliwością czekamy na kolejny tom cyklu.
Wszystko przeciw nam! Kontinuum się dupą na nas wypina!
Już myśleli, że mają zwycięstwo w zasięgu ręki. Wiedźmak dostał się do Zagubionego Miasta, a oni deptali mi po piętach. Tylko skąd mieli wiedzieć, że miasto...
Wejdź do Survarium i zmierz się z krwiożerczą Matką Naturą XXI wiek. Ziemia powstała przeciwko człowiekowi, aby go zniszczyć. Na planecie pojawia się...