Nazwisko zobowiązuje, zatem i Artur Krasicki postanowił zostać pisarzem. Zaczynał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych od publikacji w licznych magazynach, takich jak „Machina”, „Na przełaj”, „Lampa i Iskra Boża”, „Przekrój” i „Fakt”, a literacko epatował czytelników książkami Wal pókiś młody, wydanymi przez Lampę i Iskrę Bożą Bajeczkami oraz tomikiem poezji Trzydzieści trzy i sztuką Jedno słowo.
Analfabet można uznać za swoisty pamiętnik artysty, uporządkowany alfabetycznie zbiór myśli, skojarzeń, wspomnień, opinii o znanych postaciach i refleksji nad tym, jak bardzo życie jest do bani. Nie ma tu żadnych pozytywnych przekazów, „ochów" i „achów", wszystko to syf, gówno i jedno wielkie oszustwo. Wszyscy, za wyjątkiem autora, obdarzonego zmysłem obserwacji i analizy, są hipokrytami, udają kogoś innego, oszukują innych. A przyznać trzeba, że Artur Krasicki – ze względu na wykonywany zawód – żywot wiedzie bogaty w kontakty towarzyskie z celebrytami. Nie pozostawia więc na nich suchej nitki, czerpiąc ze swoich – jak podejrzewam – tekstów, publikowanych w magazynach, z którymi przyszło mu współpracować.
Do tego typu lektury, pełnej bluzgów, wulgaryzmów i braku poszanowania dla innych, należy się przekonać. Może na siłę, może nie. Wiele zależy od nastawienia samego czytelnika. Jednych styl autora może razić, a słownictwo – boleć, innym może się podobać, mogą znajdywać w książce świeży powiew. Jedno jest pewne – dla tego typu książek wydawcę znaleźć byłoby trudno, bo groziłoby mu to szeregiem pozwów. Dlatego autor zdecydował się na self-publishing za pośrednictwem serwisu rozpisani.pl. Zachował dzięki temu swobodę twórczą i niezależność. Jaki jest efekt? Książka skandaliczna, skandalizująca – jak kto woli. Wyziera z niej postać autora, bardzo lubiącego siebie, ale nienawidzącego wszystkiego wokół. Autora niepokornego, lubiącego bluzgać, świetnie posługującego się wulgaryzmami i słownictwem okołoodbytniczym. W tych rejonach zresztą koncentrują się jego metafory na temat życia.
Można odrzucić Analfabet, wyśmiać, narażając się tym samym na ostre pióro autora. Ale można też zastanowić się nad całym pokoleniem lat siedemdziesiątych. Rocznika mającego niewiele do powiedzenia, dorastającego już w czasach przełomu. Rocznika wciąż czekającego na swój czas, choć latka lecą... Autor jest zbuntowany przeciwko zastanej rzeczywistości, jej zakłamaniu i pustce. Ale co z tego? Jego bunt sytuuje się gdzieś na marginesie ogólnego nurtu. Im głośniej będzie krzyczał, tym bardziej jego krzyk może być zagłuszany. Czy stanie się przedstawicielem swojego pokolenia? Autorem kultowym, czytywanym pod ławką w gimnazjum?