Zgadnij, co to za film?!
Niekryty Krytyk Maciej Frączyk w książce Ale kino! - czyli co by było, gdyby postaci filmowe były dziećmi proponuje czytelnikom zabawę w rozpoznawanie znanych filmów. Podejście do tematu, które zastosował, to próba ukazania charakterystycznych scen w nietypowy, nowatorski sposób - poprzez obsadzenie w kreacjach aktorskich dzieci i ponowną interpretację sceny z punktu widzenia małego człowieka (oczywiście, punktu jedynie prawdopodobnego). Pomysły Niekrytego Krytyka zilustrował Robert Sienicki.
Z jakimi problemami zmagał się na co dzień filmowy morderca z kultowego horroru, kiedy był mały? Jak wyglądałoby załatwianie gangsterskich spaw w przedszkolu? Na co mogła się gniewać mam kilkuletniego Obcego?
Publikacja Frączyka to zabawa typu: „co by było gdyby”. Temat potraktowany został z humorem, na luzie, w żartobliwej komiksowej formie. Przedstawionych zostało 50 kultowych scen filmowych w wersji odmłodzonej. Żeby nie psuć zabawy czytelnikom, rysunki opatrzone zostały tylko skromnymi komentarzami, mającymi pomóc w odgadnięciu konkretnego tytułu. Czasami są to tylko ciekawostki, które w niczym specjalnie nie pomagają, zaspokajając ciekawość.
Mówiąc szczerze, nie wszystkie sceny wywołują we mnie odpowiednie skojarzenia. Prawdopodobnie nie widziałem wszystkich zilustrowanych tu "kultowych" filmów. Nie każdy bowiem kinoman kieruje się określeniami typu "kultowy", "obowiązkowy", "wielokrotnie nagradzany", "wybitny", "pięciogwiazdkowy", "bestsellerowy". Sam biorę je pod uwagę, ale czytam również opisy, zerkam na reklamy i sposób zachęcania do obejrzenia filmu. Przede wszystkim ważna jest tematyka filmowego obrazu. Sam raczej nie odczuwam potrzeby zaliczania tego, co inni uważają lub ogłaszają za obowiązkowe. Moje doświadczenia wskazują bowiem, że często są to rzeczy przeciętne, ale z różnych powodów głośno, nachalnie reklamowane. Często zdarza się, że taki jakoby doskonały, nagradzany film bardzo szybko zostaje dołączony do kolorowego czasopisma jako niedrogi dodatek. Wskazuje to chyba na fakt, że niezbyt dobrze się on sprzedaje i poszukiwane są różne formy "podreperowania" budżetu.
Jak to z błyskotliwym w odczuciu konkretnej osoby poczuciem humoru bywa, to, co jednych niepomiernie śmieszy, innych zaledwie bawi, a jeszcze innych zupełnie „nie rusza”. Zastosowana w książce kreska jest dość przyjemna dla oka, choć stylizacja na rysunki dziecka nie jest zbytnio udana. Kolory są brudne, żarty - nie zawsze śmieszne. Można, oczywiście, mając wolny czas i ochotę, spróbować odkryć tytuły filmów zaprezentowanych w książce. Czy coś z tego będziemy mieli, poza czasem, który bezpowrotnie odpłynął? Z pewnością - jakąś satysfakcję. Niektórych być może solidnie rozbawią zamieszczone w książce Frączyka grafiki i ich przepona popracuje trochę dla poprawy statystycznie mocno nadwyrężonego zdrowia. Za co zapewne wdzięczny będzie autorowi i wydawcy minister zdrowia oraz zapracowani urzędnicy NFZ-u.