Właściwie to miałem zacząć od Obamy, Debbie Schlussel, BBC, Śpiewaka, Całej, „Newsweeka”, Pasikowskiego, ale bałem się, że tak mnie poniesie publicystyczny temperament, że gdzieś w tym wszystkim umknie mi to, czym tak naprawdę miałem się zająć, czyli nowa książka Manueli Gretkowskiej.
Pisząc Agenta, rozgrywającego się miedzy Izraelem a Polską, między Żydami a Polakami, Gretkowska miała właściwie dwa wyjścia. Albo zignorować aspekt skomplikowanych relacji polsko-żydowskich (śmiem twierdzić, że sama intryga by na tym nie straciła, może wręcz zyskała) albo prześwietlić go nieco dokładniej. Zdecydowała się na najgorsze, pośrednie rozwiązanie – na eksponowanie nic nie wnoszących uwag i przewidywalnych frazesów, w rodzaju tego, wypowiadanego przez Szymona: Ale nie powiesz mi, że Polacy nie są antysemitami. Kościół jest. Bo tak jest i koniec (przypomina się tutaj rozmowa Wojciecha Mazowieckiego z Cezarym Gryzem w TOK FM o antysemityzmie na ambonach). Plus koronny argument – antysemicka „twórczość” kiboli. (Jonathan Ornstein z Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie stwierdził niedawno uczciwie, że niesprawiedliwie próbuje się podciągać skrajny margines pod społeczną reprezentację, dorabiając Polakom "gębę") A przecież można było ciekawiej, bardziej sympatycznie, bez pisania "pod tezę", jak wtedy, kiedy Gretkowska wspomina żartobliwe powiedzenie, że również Adam i Ewa musieli mieć jakieś polskie korzenie.
Tak, Agent przesiąknięty jest żydowskością. Ten klimat książki się Gretkowskiej, w moim przekonaniu, udał. Jest tu między innymi ciekawy rys konfliktu między nowoczesnością a ortodoksją. Jest i humor żydowski wysokiej próby, jak historia rabina Hirscha, który - wezwany przed oblicze Boga - odpowiada na pytania ważne (o przestrzeganie nakazów i zakazów) oraz ważniejsze (A czy ty, Hirsch, widziałeś moje Alpy?).
Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Ot, historia podwójnego życia pewnego mężczyzny, dzielącego skutecznie czas pomiędzy dwie rodziny - jedną w Izraelu, drugą w Polsce. Próbującego godzić życie oficjalne z nieoficjalnym; w jednej osobie reżysera i aktora teatru kłamstw i złudzeń. Bohaterowie tego dramatu nie są postaciami przekomplikowanymi. To dobrze, że pisarka nie uległa pokusie obwiniania wszystkich za wszystko, żeby czytelnik miał mętlik w głowie, żeby na siłę ważył racje. Tym bardziej, że nie jest to książka o winie i moralności; a już na pewno nie przede wszystkim.
Trzeba wiedzieć, czego się chce, czego nie chce i ile za to jesteś gotów zapłacić. To piękna myśl przewodnia powieści, definiująca jej główny temat. Tak, proszę Państwa, to rzecz o ludzkich pragnieniach, o ich sile i cenie, jaką przychodzi prędzej czy później za nie zapłacić. To także książka o wyrzeczeniach, jakie podejmujemy z różnych powodów, dla siebie lub wbrew sobie. Wreszcie: o wyborach, jakich dokonujemy między różnymi osobami albo między własnymi pragnieniami a potrzebami innych oraz o towarzyszącej im często grze pozorów. Agent na pewno daje sporo do myślenia i dlatego, choć nie jest książką rewolucyjną czy jakimś szczególnym literackim majstersztykiem, z pewnością ma szansę zostawić w pamięci trwalszy ślad niż Trans czy nawet większość książek Gretkowskiej.
Szkoda tylko, że i tym razem pisarka nie potrafiła powstrzymać się przed kilkoma tanimi bluźnierstwami. Może są czytelnicy, którzy tego od niej oczekują. Ja osobiście, sięgając po kolejną jej książkę, będę miał tę samą nadzieję co zawsze – że tym razem nie zostanę obrzygany.
To powiedziawszy, polecam lekturę Agenta. Wiadomości o śmierci Gretkowskiej - interesującej autorki, jak zwykle okazały się przesadzone.
Współczesna powieść obyczajowa. Małżeństwo młodej emigrantki w Paryżu okazuje się dramatyczną porażką. Po rozstaniu z mężem poznaje słynnego reżysera...
Powieść inspirowana życiem Lucyny Ćwierczakiewiczowej HISTORIA O KOBIECIE ZACHŁANNEJ NA ŻYCIE I MIŁOŚĆ Popularnością bije na głowę Sienkiewicza...