Prawie idealny świat w zupełnie starym stylu
Książka dla dzieci A u nas w domu. Opowieści dzieci fabrykanta Grażyny Bąkiewicz to historia w dawnym stylu, przenosząca nas w lata drugiej połowy XIX wieku. Autorka próbuje odtwarzać ten czas klimatem, w pewnym stopniu językiem, uchwyceniem mentalności, kolorytu dynamicznie rozwijającego się przemysłowego miasta. Niekoniecznie trzymaniem się historycznej prawdy, a przynajmniej nie całą prawdą.
Przenosimy się do Łodzi 1865 roku. Do domu państwa Anny i Karola Scheiblerów, znanego łódzkiego fabrykanta, jednego z największych łódzkich przemysłowców. W epilogu książki możemy dowiedzieć się więcej o Karolu Scheiblerze, o jego dokonaniach, życiu zawodowym i rodzinnym. Dla niego to miasto stało się „ziemią obiecaną”. Tu wybudował w ciągu dwóch lat w pełni zmechanizowaną fabrykę, największą w ówczesnej Łodzi. Tu znalazł miłość swojego życia, Annę Werner, z którą miał piątkę dzieci: Matyldę, Adelę, Emmę, Karola i Leopolda. Był bardzo pracowitym człowiekiem, zaczynał pracę w fabryce o piątej rano i przebywał tam do późnego wieczora. Jak odbijało się to na jego życiu rodzinnym - tego nie wiemy. Z książki wynika, że nie miało to negatywnego wpływu na jego bardzo dobre relacje z dziećmi. Scheibler dbał o przedsiębiorstwo i robotników. Budował dla nich domy, zapewniał zasiłki chorobowe, otworzył szkołę dla dzieci, bibliotekę i świetlicę. Jego żona Anna zajmowała się głównie wychowywaniem dzieci. Założyła również oranżerię z roślinami śródziemnomorskimi, co było jednym z wyrazów jej dużego zainteresowania ogrodnictwem. Ich syn, Karol junior, również został dyrektorem fabryki ojca, przeszedł ścieżkę kariery od stanowiska majstra.
W odpowiednio eleganckim domu państwa Scheiblerów, znajdującym się tuż obok fabryki, w tle słychać stale stukot maszyn włókienniczych. Czuć tu unoszący się w powietrzu bawełniany pył. Czytelnicy mogą wyobrazić sobie tamte odległe czasy, śledząc przygody czwórki dzieci: Matyldy, Adeli, Emmy i Karola. Świat widzimy oczami dzieci fabrykanta, żyjącymi w dostatnim, przyjaznym domu. Dzieci bawią się, psocą, nudzą, fantazjują. W tle mamy obrazki z życia przemysłowego miasta: wizytę żebraka, ostrzenie noży, przyjazd cyrku, zielony karnawał, nieliczne scenki z życia ulicy. Obraz jest niemal idylliczny. O sprawach przykrych, o wszechobecnej biedzie, o marnych zarobkach robotników pojawiają się zaledwie pojedyncze wzmianki, uwzględniane zresztą głównie aby ukazać działalność dobroczynną Scheiblerów.
Nie ma w książce A u nas w domu niespokojnej atmosfery Łodzi znanej chociażby z filmu Ziemia obiecana czy z literatury. Nie sposób podczas lektury wyobrazić sobie tragiczny los robotników, żyjących często w bardzo trudnych warunkach, atmosferę wielkich inwestycji i wielkich plajt, biedę większości mieszkańców miasta, gorączkę ogarniającą ludzi próbujących złapać szczęście za nogi. Świat widzimy oczami ludzi majętnych, ludzi sukcesu, żyjących we własnym, zamkniętym kręgu. Opisany jest on ciekawie, barwnie, ale nie wydaje się czymś rzeczywistym, raczej projekcją wyobrażeń, wybieraniem z życia tylko tego, co ładne, miłe, dobre, atrakcyjne. Atmosfera jest sielankowa, główni bohaterowie są dobrzy, współczujący, wyrozumiali. Bajkowe fantazje dzieci przedsiębiorcy splatają się z rzeczywistością, która jest dla nich bardzo przychylna. Dorośli są spokojni, rozsądni, gospodarni, życzliwi, nigdy nie unoszą się gniewem. Wystawy sklepowe przyciągają wzrok, życie toczy się utartym, spokojnym torem. Poznajemy ważne wydarzenia z lat 1865-1866: uzyskanie od cara Rosji zezwolenia na budowę linii kolejowej do Łodzi, szybką realizację projektu, uruchomienie połączeń pasażerskich, pierwsze loty sterowca nad miastem, nowinki techniczne.
Motywem przewijającym się przez całą książkę jest plotka, że pan Scheibler jest diabłem. Kryje się za nią historia o tym, jak fabrykant, chcąc kiedyś ratować nowoczesną maszynę parową, stanął wobec robotników niszczących mechaniczne krosna (uważających - zresztą słusznie - że walczą o swoje miejsca pracy) i stwierdził, że w maszynie siedzi diabeł, który zabierze do piekła każdego, kto się zbliży. Dorośli nieustannie mniej lub bardziej poważnie powtarzają słowa o diabelskiej mocy fabrykanta.
Książka może wywoływać sprzeczne uczucia. Z jednej strony jest bardzo ładnie wydana i napisana, pełna ciepła i optymizmu, z drugiej - pokazuje mało realny obraz przeszłości, przesłodzony, wyidealizowany, pozbawiony elementów negatywnych. W bajkach, w literackiej fikcji jest to normalne, w opowieściach, które opierają się na historii, odwołują do rzeczywistych postaci - razi.
Łódź w książce to miasto przeżywające okres prosperity, przepełnione marzeniami o potędze. Miasto dumne z ludzi bogatych i przedsiębiorczych. Karol Scheibler ukazany jest jako człowiek bez wad, życie jego rodziny to połączenie solidnej pracy i sielanki. No, prawie sielanki, bowiem nawet żonie bogatego fabrykanta nie było podobno łatwo: To, że ma służbę do pomocy, wcale nie oznacza mniej pracy. Wiele spraw musi załatwić sama. Choćby stos zaproszeń, które czekają na wypisanie. Trzeba się dobrze zastanowić, kogo zaprosić, a kogo pominąć.
Olek jest synem brutalnego gangstera, i nie gorszym od niego łobuzem. Nieraz ojciec dał psom w łapę, żeby nie wyciągały konsekwencji z jego brzydkich wybryków...
Cześć, jestem Słoniu i jestem super! Sto razy lepszy niż inni. Mam muskuły i tatę dyrektora. Tata lubi, jak zwyciężam, więc się staram. Jedno, co mnie...