Zwykle bycie gwiazdą pop to w powieściach dla nastolatek sfera marzeń i dążeń – te pierwsze stanowią lekkie pocieszenie, te drugie dają, zwykle złudną, nadzieję na odniesienie sukcesu. Kimberly Greene decyduje się jednak na zerwanie z ostrożnym schematem i wprowadza swoją bohaterkę w świat showbiznesu – wprawdzie gwiazdą pop nie jest Sam, prawie trzynastolatka, a jej starsza siostra, Danni, ale dziewczynka ma niepowtarzalną okazję przekonać się, jak smakuje sława. Sam nie może żyć jak jej rówieśniczki: w domu cały czas przebywa ekipa filmowa, bo wszyscy chcą oglądać niepowtarzalne reality show i śledzić rodzinę Danni na każdym kroku. Blaski i cienie życia gwiazdy pozna zatem Sam niejako od kuchni – impulsywna bohaterka pozbawiona jeszcze dyplomatycznych talentów co jakiś czas wpadać będzie w tarapaty, a może też nieświadomie zaszkodzić siostrze. Drugą sferę zainteresowań dziewczynki stanowi przeszłość, a dokładniej: rodzinny sekret. Sam nie chce czuć się samotnie – ma tylko mamę i siostrę; menedżer Danni i reżyser telewizyjny, Blu, chociaż stale przebywający w domu, nie mogą wypełnić pustki (przyznaję jednak, że kreacja Bluforda jest tu znakomita, a i oryginalna).
I tu wkracza Greene na płaszczyznę nieco ryzykowną, być może chce w ten sposób podnieść rangę swojej powieści i zamiast banału zaserwować nastoletnim czytelniczkom trochę wiedzy i trudniejszych wzruszeń: wprowadza bowiem do pozornie lekkiej, beztroskiej historyjki kwestię martyrologii Żydów. Oczywiście porusza temat w mocno okrojonej wersji, właściwie – jedynie go sygnalizuje, ale i tak powstaje tu w pewnym miejscu lekturowy dysonans – trudno sobie zresztą wyobrazić, żeby było inaczej, kiedy łączy się świat z wyobraźni małych dziewczynek z ponurą rzeczywistością ubiegłego wieku.
„A ja nie jestem gwiazdą pop” to także książka, w której pojawiają się dwie narracje: pierwsza to infantylne wyznania Sam, ukształtowane na wzór bloga (zresztą jako blog się tutaj pojawiają), raczej mało efektowne, choć dla właściwych odbiorczyń książki z pewnością interesujące, za to mocno emocjonalne. Druga to narracja klasyczna, trzecioosobowa – chłodne spojrzenie z zewnątrz na poczynania Sam. Trzeba przyznać, że na początku dość trudno przestawiać się z relacji uczuciowej na beznamiętny opis, z czasem jednak coraz mniej uwagi poświęca Kimberly Greene na układanie „notek”, a coraz więcej na naturalną, wartką opowieść – widać wyraźnie, jaki sposób opowiadania jest jej bliski do tego stopnia, że musi się w pewnym momencie posunąć do klasycznego chwytu, przerzucenia informacji z opowieści do wyznań blogowych nastolatki, żeby uatrakcyjnić te ostatnie. Oczywiście miła i wrażliwa Danni ma okrutną i bezwzględną rywalkę, Harley, oczywiście obie gwiazdeczki estrady nie cierpią się i toczą ciągłe boje.
Autorka nie proponuje na szczęście kolejnej książki o tym, jak zrealizować sen o sławie, wychodzi naprzeciw oczekiwaniom młodych czytelniczek, ale tą powieścią nie podsyca raczej ich marzeń o karierze. Znacznie ciekawsza okazuje się kwestia przodków, po raz kolejny zatem dawne uznane wartości wygrywają ze współczesnymi rojeniami. Jest tu trochę międzykulturowej egzotyki, trochę przygód, które na pewno zainteresują małe czytelniczki – powieść Kimberly Greene pozytywnie wyróżnia się na tle innych błyskotkowych relacji o ziszczonych snach nowych kopciuszków.
Autorka próbuje zaproponować coś więcej niż banalną, płaską fabułkę, będącą esencją świata pop. Chociaż życie małej Sam zmieniło się diametralnie w ciągu ostatniego roku, bohaterka i tak musi zmierzyć się z wieloma typowymi dla dziewczyn w jej wieku problemami – ma zatem „A ja nie jestem gwiazdą pop” i wymiar zestawu porad, zgrabnie ukrytych w tekstowych rozwiązaniach. To typowe czytadło dla młodszych nastolatek – z pewnością nie będą nim zawiedzione.
Izabela Mikrut
Cześć! Mam na imię Sam. Witajcie na moim blogu!\r\n\r\nBędę gwiazdą reality show! Szaleństwo, prawda? Życie w świetle reflektorów jest nie dla mnie.\r\nOstatnio...