Philip Roth po raz kolejny udowadnia, że jeden temat – temat ludzkich namiętności i seksu – potrafi opowiedzieć na wiele różnych sposobów. W wynajętym pokoju spotyka się ze swoimi kochankami żonaty mężczyzna. Kolejne partnerki, także uwikłane w swoje związki, mające rozmaite zobowiązania wobec towarzyszy życia, mężów i eksmężów, powierzają Philipowi swe tajemnice. Dzielą się z nim zmartwieniami, przemyśleniami, spostrzeżeniami i… wikłają się w romans. Ale tym razem najważniejsze są nie tyle erotyczne uniesienia, co rozmowy. Książka składa się tylko i wyłącznie z dialogów, bardzo rzadko pojawiają się nawiasowe wtrącenia mające charaktery didaskaliów, pozwalające na przykład zaakcentować śmiech lub płacz. Strzępki rozmów muszą wystarczać – na ich bazie czytelnicy powinni dopowiedzieć sobie całą resztę, odtworzyć przebieg wydarzeń i domyślić się fabuły. Wśród dialogów bywają kilkuzdaniowe refleksje poprzedzające lub podsumowujące spełnienie, zdarzają się też długie i niekoniecznie szczere rozmowy. Philip jest pisarzem. Pod pretekstem zbierania materiałów do książek prowokuje swe partnerki do odgrywania rozmaitych ról, pozwala im wcielać się w wymyślone postacie – udawanie kogoś innego jest jednym z silniej zaakcentowanych w powieści Rotha składników. „Mężczyźni zazwyczaj rozmawiają z kobietami, żeby je zaciągnąć do łóżka, ty zaś chcesz je mieć w łóżku, żeby z nimi rozmawiać” – zarzuca bohaterowi jeden ze znajomych. Philip daje do zrozumienia wszystkim swoim partnerkom, że potrzebuje ich inspiracji do pisania. Kobiety sypiające z pisarzem wiedzą, że mimo tajemnicy, w jakiej utrzymują niemoralne związki, trafią w końcu do książek. Godzą się z tą sytuacją i znowu wcielają się w kolejne role. Zawiódł tłumacz, który nie potrafił oddać stylu mówienia jednej z kobiet (a zmiany stylu są tu podstawowym wyróżnikiem bohaterek) – zamiast niepoprawnych, potocznych sformułowań, przedstawił osóbkę nienaturalnie kaleczącą język. Sztuczność tego jednego fragmentu bije w oczy, ale nie jest mankamentem nie do przejścia. W „Oszustwie” Roth równie często jak temat intymności, porusza zagadnienie Żydów. Stara się prowokować czytelników, drażnić ich i ściągnąć na siebie lawinę potępienia. Na siebie – bo przedstawia siebie jako pisarza-Żyda-„bluźniercę”. Uprzedzając ataki feministek, kreuje w wyobraźni rozprawę, w której zostaje oskarżony o szowinizm. Akcenty prowokacyjne są tak silne, że trudno byłoby brać je na poważnie. Służą głównie zwiększeniu poczytności. „Oskarżenie staje się bardziej pikantne, gdy samego siebie oczerniam” – tłumaczy Roth. Philip jest dla kobiet nie tylko kochankiem, ale i pocieszycielem. Udziela rad w kwestii nieudanych związków, uspokaja i pomaga. Rozmowy bywają śmiertelnie poważne albo frywolne czy dowcipne. Ale w „Oszustwie” nie ma nic pewnego. W rozmowie z żoną bohater-autor tłumaczy się z zapisanych w notatniku intymnych dialogów. Twierdzi, że wszystko jest wytworem jego wyobraźni, a skojarzenie postawy bohatera z biografią autora ma być grą z czytelnikami. Czy uwierzą prywatnym dialogom, czy pisarzowi – to wyłącznie ich sprawa, na pewno nie uda im się poznać prawdy. Roth dwa razy odwraca podejrzenia odbiorców – przy czym za każdym razem kieruje je na inne tory. Twierdzi „gdzie kończy się prawdziwa wymiana zdań, a zaczyna zmyślona, naprawdę już nie pamiętam”. Tym bardziej nie ma szans dotrzeć do prawdy czytelnik. Tylko czy prawda jest tu ważna? Po rozmowie z żoną Philip przytacza rozmowę z kochanką – i znów powraca do potwierdzania wcześniejszych spostrzeżeń. W „Oszustwie” rozmowa przeplata się z seksem, a fikcja z rzeczywistością – powieść stworzona w ten sposób nie może być nudna.
Nowe, filmowe wydanie przełomowego tekstu autora ,,Kompleksu Portnoya". Powieść została uhonorowana Nagrodą Pulitzera za 1998 rok. Gdy dwudziesty wiek...
„Pośrodku żydowskiego znalazłem się żartu” Roth jest najodważniejszym pisarzem w Stanach Zjednoczonych. Jest odważny moralnie, odważny politycznie...