Ulica Mariacka
- Oszukał cię? Ale popatrz… jak pięknie. Cierpisz przecież. Już go nie zapomnisz – cieszyłem się że mogę z niej kpić.
- Chciał mnie ukarać?
- Ukarać?
- Bo go kochałam?
- A ty? Dlaczego pozwoliłaś mu odejść? Dlaczego cię opuścił? Miał cię dosyć, znalazł sobie inną? A może się puściłaś – nie żałowałem jej.
Spojrzała zmęczona jakby się ocknęła, bo się wyprostowała. Patrzyła z niechęcią, prawie z nienawiścią. Może przypomniała sobie słowa Dziewiony, że jestem palant.
Uczyniłem ruch krzyża w powietrzu.
- Bóg nam wybaczy. Wszystko nam wybaczy. I tobie, i mnie.
Mierzyliśmy się wzrokiem, lecz ja już bez złośliwości, tylko jakoś smutno, bo tak po prawdzie… wszystko to gówno mnie obchodziło. Tamara zaś szukała czegoś, wpierw z napiętą twarzą, potem złagodniała. Może coś dobrego we mnie zobaczyła?
- Po co ten krzyż kreślisz?
- Bo przy tobie czuję się człowiekiem religijnym.
- O co ci chodzi?
- Nie wiem… To tylko słowa. A może jesteś świętą Magdaleną?
- A ty Chrystus? Idiota.
- Nie uważasz, że to ciekawe skojarzenie? Bo jeśli ty nie święta Magdalena, a ja nie Chrystus, to co nam pozostaje?
- …Bóg – powiedziała cicho.
- Bóg już dawno ślini się w brodę i popierduje w nocnik, już dawno z demencją, rakiem prostaty, i z rurką w tchawicy, gdzieś zamknięty na Onkologii. Widzisz, Tamara, istnieje tylko piekło.
- Nieprawda…
- Wciąż wierzysz? Pewnie nadal marzysz o księciu z bajki, który cię z tego gówna wyrwie? Jesteś kurwą. Nie łudź się. Po prostu nie chlej tyle.
- Nieprawda… - powiedziała chyba do siebie, bo cichutko, ze zwieszoną głową.
Więc i ona ma jakąś nadzieję? W końcu jest młoda, i gdyby nie piła, trochę się wzięła za siebie… No nie, co też mi chodzi po głowie… Ale gdyby… mogła być bardzo ładna, nikt by się nie domyślił, że się skurwiła.
- To na co czekasz?
Westchnęła, i wzruszyła ramionami.
- Nie wydaje ci się, że się oszukujesz?
- O czym mówisz?