Ulica Mariacka
Natomiast Tamara siedziała przygaszona, i smutno patrzyła na mnie, z jakąś głęboką pustką, jakby ktoś bliski jej umarł.
- Piniol, jesteś świnia! – powiedziałem już siedząc.
- Mówiła mi, że musi się podmyć. Skąd mogłem wiedzieć – uśmiechał się szeroko.
- No tak… - nie wiedziałem co powiedzieć – Ale Dziewiona, to pysk ma.
- Młoda jest, i głupia.
- Fakt. Młoda jest i głupia.
- Pogadam z nią.
- Daj spokój! Odechciało mi się. A tak, to ona ma rację. Co to za prostytutka, która za darmo daje.
- Czasami daje…
- A skąd jest?
- Dojeżdża… Pewnie u siebie, to wzorowa, grzeczna panienka. Większość z nich dojeżdża.
- Tak myślałem.
- W Agencji jest sporo miejscowych, ale tam widzi je ten, który przyjdzie w konkretnym celu.
- Dlaczego nie chce tam pracować?
- Nie wiem. Pewnie lubi ulicę. Może nie chce siedzieć na kanapie, i czekać? A miałaby klientów. Wiesz… nawet o tym nie pomyślałem.
- Tylko, że z takim krzykliwym pyskiem, pewnie nie mogłaby tam pracować.
- Faktycznie. Dziewiona to prawdziwa kurwa – i Piniol uśmiechnął się zadowolony.
Dotarło do mnie, że rozmawiamy jakby Tamary przy nas nie było.
Nastała przerwa w rozmowie. A mnie coś zaczęło chodzić po głowie, jakieś prawdziwe, mądre i smutne myśli.
Bo kiedy jest się prawdziwym mężczyzną?, pytałem siebie, i zaraz sobie odpowiedziałem: - Kiedy ma się forsę i chuj stoi. Wystarczy, że jednego z tych składników zabraknie, już koniec z męskością. Pieniądze dają wolność, i możliwość bycia facetem z gestem. Wszystkie ulice, knajpy, Agencje, stoją otworem, nisko, do pasa się kłaniają. Człowiek rośnie, i rośnie.
Te pięć minut, które chciał mi Piniol podarować, zaczęło mnie teraz uwierać. Bo zrozumiałem, że nie można być wiecznie żebrakiem i trochę forsy trzeba mieć, choćby po to by kupić Dziewionę. Samopoczucie lepsze, i chce się żyć.
- Coś się tak zamyślił? – odezwał się Piniol.
- E… pomyślałem, że może by do roboty iść?
- Nudzi ci się?