Ulica Mariacka
- To nie to. Krucho z forsą.
- Przecież masz spore możliwości.
- Tak. Tylko, że mi się nie chce.
- No, to masz problem.
- Jeszcze pomyślę.
Tymczasem Dziewiona wróciła do stolika. A ja z głupia zapytałem:
- Dlaczego nazywają cię Dziewiona?
Piniol chciał ryknąć śmiechem, coś nim szarpnęło, i zatkał ręką wyszczerzone zęby. Dziewiona zaś nastroszyła się jak kogut.
- No powiedz. Wszystkim opowiadasz, to teraz też się pochwal – Tamara trochę się ożywiła, bo stać ją było na udawaną łagodną perswazję, czym jeszcze bardziej wkurzała Dziewionę.
- Kurwa! Odpierdolcie się ode mnie!
Zapanowała cisza. I ta cisza też ją zezłościła.
- Co?! Co tak milczycie?! Kurwa! Nikt mi nie wierzy!
- Uspokój się – Piniol miał na nią wpływ, bo trochę powietrza z niej uszło, i teraz była tylko naburmuszona.
- Dziewiona… to ja opowiem, co? – Tamara się przymilała.
- A pocałujcie mnie w dupę!
- To było tak… - zaczęła – Dziewiona wsiadła do autobusu…
- Kurwa!, opowiadaj po kolei – przerwała jej. – Bo tu wszystko jest ważne. A z kim to ja byłam? No?! Gadaj po kolei.
- Zapomniałam… Masz rację. Tylko skąd ty wytrzasnęłaś tylu facetów? – Tamara znała na pamięć jej opowieść ale lubiła słuchać tych bzdur.
- Chłopcy wracali z imprezy. Wsiadłam z nimi do autobusu, bo ciągnęli mnie na chatę. I wtedy wzięłam się do roboty.
- To mówisz, że pomiędzy jednym, a drugim przystankiem, obciągnęłaś im druta? – Piniol na nowo przejawił głębokie zainteresowanie choć znał całą historię.
- Dziewięciu facetów i każdemu już stał. To było tylko parę ruchów ręką i ustami. Bułka z masłem.
- A ludzie nie widzieli? – zapytałem z przekąsem.
- To była noc. Prawie nikogo nie było w autobusie – mówiła z życzliwością, patrząc na mnie. Uśmiechała się z pewną wyższością, i chyba – z dumą.
- I tak za darmo? – dopytywałem.
- Bo to była rozrywka i dla przyjemności – odrzekła, trochę poirytowana.
- Dziewiona… ale to był krótki odcinek. Na pewno zdążyłaś? – Piniol dobrze się bawił.