Cz³owiek, Rozmówca i Pies
Ca³e miasto przesycone by³o atmosfer± klubokawiarnianych spotkañ. Kiedy¶, to w³a¶nie przy stolikach powstawa³y teorie i robiono intersy. Literat siedzia³ za plecami arystokraty, który s±siadowa³ z nowoczesnym przemys³owcem. Dzisiaj, czê¶æ atmosfery zagarniêta zosta³a przez multikulturaln± globalizacjê, nakazuj±c± ludziom podejmowanie konkretnych decyzji w odpowiednich do tego miejscach. Ale tylko czê¶æ, nie ca³o¶æ. Dalej istnia³y wyspy starego porz±dku rzeczy, w których niezaznajomiony z nim cz³owiek, pods³uchuj±c odbywaj±ce siê rozmowy, bez w±tpienia by³by zadziwiony ró¿norodno¶ci± tematów.
Przy jednym z takich stolików siedzieli bohaterowie tej skromnej opowie¶ci. Sceneria, pozostaj±ca w³a¶ciwie bez znaczenia, byæ mo¿e – sprzecznie z zamierzeniem autora – przyjmie dla Czytelnika postaæ wa¿nego t³a dziej±cych siê wydarzeñ.
W miejscu tym panowa³ przyjazny pó³mrok, pozwalaj±cy zachowaæ intymno¶æ nawet w¶ród licznych klientów lokalu. Na omawianym stoliku, jak na ka¿dym innym, sta³a ¶wieca. Co znamienne, obs³uga kawiarni zapala³a ulotny p³omieñ przy stolikach do których dosiadali siê go¶cie, gasi³a go te¿ – zapewne z oszczêdno¶ci – po opuszczeniu krzese³ przez go¶ci. Mimowolnie, migotliwe p³omienie stawa³y siê symbolem prowadzonych przy nich rozmów, odchodz±c w niebyt razem z rozstaniem zgromadzonych przy nich osób.
- On by³ m±dry – zacz±³ powoli.- Nie wiem, jak Ci to wyt³umaczyæ, to nie by³a m±dro¶æ ludzka. W³a¶ciwie, wydaje mi siê, nie nale¿a³a ona do naszego ¶wiata, choæ z pojêæ filozoficznych – o ile mi wiadomo – jego postawê najlepiej oddawa³o pojêcie stoicyzmu. – powiedzia³ niepewnie. I, po chwili zastanowienia, kontynuowa³ – Nie, ¿ebym siê na tym zna³. Nie znam siê, a Ty, chocia¿ wiesz o wiele wiêcej, i tak lepiej tego nie zdefiniujesz.
- Objawia³ siê?
- Co? – wytr±cony z rozmy¶lañ zapyta³.
- Jak siê objawia³ ten jego, jak to uj±³e¶, stoicyzm?
- Trudno oddaæ to przy pomocy przyk³adów. Czas wokó³ niego przemija³, a on, poza tym, ¿e starzej±c siê traci³ sporo ze swojej m³odzieñczej energii, wydawa³ siê byæ niezmieniony. Mia³ swoje utarte ¶cie¿ki, cz³owiek pozornie go nie obchodzi³. Choæ tak naprawdê, by³ towarzyski. Tylko, z natury rzeczy, potrafi³ bywaæ obok Ciebie, nie mówi±c nic. I ten nasz u³omny jêzyk nie by³ mu do niczego potrzebny; o wiele doskonalej wyra¿a³ swoje przemy¶lenia przy pomocy oczu i mimiki.
Rozmówca strzepn±³ dym z papierosa.
- To w³a¶ciwie niezwyk³e, jak my, istoty wy¿szego rodzaju, nachalnie staramy siê przekazywaæ informacje przy u¿yciu tylu metod. Obraz, jêzyk. Na co to wszystko? Do czego nas to zbli¿a, powiedz mi do cholery. Twarze wszystkich s± takie podobne w wyrazie, dlaczego nie potrafimy opanowaæ sztuki przekazu przy pomocy gestów jedynie?
- Nie pierwszy zwróci³e¶ na to uwagê.
- Ja wiem. – powiedzia³ z namys³em, popiaj±c kawê. – Ale pierwszy zauwa¿am, ¿e takie g³upie przecie¿ zwierze, opanowa³o to lepiej ni¿ wiêkszo¶æ z nas, ludzi.
- Nie pierwszy. W antycznej Grecji...
- Pieprzyæ staro¿ytno¶æ. To by³o, bez ma³a, dwa tysi±ce lat temu. I od tego czasu siê jako¶ posunêlismy w tym aspekcie? Co¶, kurwa, nowego uda³o nam siê wyci±gn±æ z obserwacji zwierz±t?
Rozmówca skin±³ tylko g³ow±, na znak zgody. Pewnej uleg³o¶ci, pogodzenia siê ze smutnym faktem porzucenia obserwacji tej subtelno¶ci w kontaktach miêdzy osobami, o której Ludzko¶æ zwyk³a twierdziæ, ¿e wie ju¿ wszystko.
- No w³a¶nie. Mo¿e to ja jestem dziwny, ale siê z nim wychowywa³em, dorós³ trochê ode mnie wcze¶niej, ale te¿ bez przesady. Raczej równo siê to odbywa³o. Dlatego mia³ na mnie taki wp³yw. Kwestia byæ mo¿e tego, ¿e z wyrazu twarzy mo¿esz odczytaæ co tylko zechcesz. Mo¿e...
Rozmówca zaci±gn±³ siê dymem i opar³ praw± rêk± o oparcie krzes³a. On zmarszczy³ jedynie brwi.
- Z drugiej jednak strony, ten jego dystans, to co¶, do czego zacz±³em d±¿yæ. Zabawne, prawda, ¿e zacz±³em siê od niego uczyæ? No bo co on mo¿e wiedzieæ o ¶wiecie, raz, ¿e wiecznie z nami, lud¼mi, dwa, ¿e wyrwany ze swojego ¶rodowiska. A jednak, zawsze zauwa¿yæ mo¿na by³o niem± reakcjê na to, co dzieje siê na ¶wiecie. Byæ mo¿e w³a¶nie fakt, ¿e skazany by³ na obserwacje naszych zachowañ, pozwoli³ mu obraæ tak specyficzny sposób postêpowania wobec ¶wiata.
Nast±pi³a chwila milczenia. Rozmówca nie chcia³ jej przerywaæ, widz±c, jak tamten zbiera my¶li.
- Reagowania na to, co siê dzieje wokó³ niego. Nienawidzi³ alkoholu i k³ótni. Kiedy wybucha³ spór, a tak przecie¿ by³o czêsto, wycofywa³ siê, lecz nie chowa³. Wcyofywa³ po prostu i obserwowa³ z dystansu tych g³upich ludzi, co k³óc± siê o idea³y, o swoje w³asne wyobra¿enia drugiego cz³owieka... No bo, powiedz mi, o co siê mo¿na k³óciæ?
- Z³o¶ci Ciê kto¶, kto zaczyna zachowywaæ siê nie tak, jakby¶ chcia³.
- W³a¶nie. Zreszt±... Z czasem te¿ nauczy³ siê z³o¶ciæ. To potrwa³o kilka lat, ale wreszcie, kiedy cz³owiek nie pomaga³ mu w wype³nieniu jego planu dnia, oburza³ siê. Ale to wa¿ne, egoizm przyszed³ do niego z czasem, z zewn±trz. M³odzieñcza energia go przykrywa³a, ale z up³ywem dni i miesiêcy stawa³ siê wymagaj±cy. Od cz³owieka nauczy³ siê, ¿e trzeba stawiaæ na swoim, nawet kosztem wkurzania wszystkich wokó³. Chocia¿ przecie¿ jad³ nam z rêki, to stawia³ wymagania. Czy to przypadkiem nie jest tak, ¿e my te¿ uczymy siê tego od innych jak±¶ dziesi±tk± naszych umys³ów, a potem dorabiamy do tego ideologiê o radzeniu sobie w okropnym ¶wiecie?
Rozmówca poruszy³ jedynie brwiami i poprawi³ swoj± pozycjê na niewygodnym siedzisku. Odpowied¼ by³a zbêdna, nie by³o to pytanie retoryczne, ale te¿ nikt nie oczekiwa³ na nie odpowiedzi.
- Wiadomo, nie zatraci³ siê w tym. Od pocz±tku do koñca pozosta³ tym spokojnym stworzeniem, nie sta³ siê wiecznym upierdliwcem. Ale jaka¶ czê¶æ niego podda³a siê dyktatowi otoczenia. Nazywamy to „dostosowaniem”. Adekwatniej by chyba by³o: uzale¿nieniem od spo³eczeñstwa.
- Które ma nie tylko z³e strony, przecie¿...
- Jasne. – Zgasi³ papierosa w popielniczce. – Pewnie ¿e tak, w koñcu... Jaka¶ czê¶æ nas musi ulec i siê podporz±dkowaæ, inaczej spo³eczeñstwo nie mia³o by szans zaistnieæ. Tylko, zwróæ uwagê, popatrz na tych ludzi, dostosowujemy siê chyba coraz mniej. Mo¿e to dobrze, oszczêdzamy nasze w³asne ja od zniszczenia przez bandê dzikich Hunów-wspó³plemieñców. I ¼le, bo zanikaj± wiêzi.
- Na ulicy zderza siê tylko nasze ego.
- W³a¶nie. Nie wspó³istniejemy, ale raczej istniejemy mimo wszystko. Mimo tego, ¿e ka¿dy nam przeszkadza i kopie pod nami dó³. Chce nas oszwabiæ na sprzedawaniu nam g³upiego piwa. Stawia swoje prywatne „ja” ponad wszystko inne na naszej planecie. Mo¿e jego rol± by³o w³a¶nie zwróciæ mi na to uwagê: nauczyæ mnie sposobu, jak byæ dla siebie i dla innych. Mimo tego, ¿e pozostali coraz rzadziej tak postêpuj±...