Moc bursztynu cz-12
- Małgosi operacja dobiegła końca. Dzięki Bogu, wszystko dobrze – powiedział cicho.
- To znaczy, że mogę do niej wejdź?
- Nie Dawidzie, ona śpi. Jest w tej chwili, pod opieką pielęgniarek i lekarzy, nie jest, więc wskazane, żebyś przy niej siedział i przeszkadzał. Poza tym, wyglądasz jak nieboskie stworzenie, musisz się doprowadzić do porządku.
- A jak się czuje Małgosia, tato?
- Wyszedł właśnie lekarz, to nam powie.
Lekarz staną przed Dawidem, kiwając głową nie bardzo wiedział, jak się odezwać.
- Panie Dawidzie – zaczął opanowanym głosem. Pani Małgorzata, jeszcze się nie przebudziła, wszystko wskazuje, że dobrze jej się śpi. Ale proszę mi wierzyć, robimy wszystko, co w naszej mocy.
- Kiedy, będę mógł ją zobaczyć?
- Nie prędzej, niż wieczorem. A teraz proszę pójść do domu i chociaż trochę wypocząć.
- Ma pan rację doktorze, powinienem wypocząć i chociaż chwilę się zdrzemnąć, tylko nie wiem, czy będę w stanie zasnąć.
Dawid, gdy przekroczył próg swojego mieszkania, już nie czuł zmęczenia. Nawet kolano mniej dokuczało. Wykąpał się prędzej niż zwykle, zaparzył dość mocną herbatę i usadowił wygodnie w fotelu – zastanawiał się, co mogło być powodem tego nieszczęśliwego wypadku. Przecież Małgorzata nie jest nowicjuszką, a koń był na wskroś łagodny. Na policji niewiele mu powiedzieli, może też sami nie wiedzieli, co się mogło wydarzyć. Wiadomo tylko, że koń wrócił sam, a Małgorzatę znaleźli nieprzytomną na drodze. Prawdopodobnie, uderzyła głową o wystający słupek, ale to są tylko przypuszczenia. Kiedy tak rozmyślał: nagle ujrzał Małgorzatę. Podążała do niego, jakby w obłoku. Pomimo że się uśmiechała, jednak jej oczy nie miały takiego blasku, jak dawniej. – Małgosia! – krzyknął. Chciał popędzić i zabrać ją w ramiona, ale poczuł nagły ból w kolanie, że nie mógł ruszyć się z miejsca. Stanęła w pobliżu, jednak nie mógł jej dotknąć. Uśmiechnęła się do niego i pokiwała wychudzonymi paluszkami.
- Nie odchodź Małgosiu! Proszę, nie odchodź! – krzyczał w dzikiej rozpaczy.