Moc bursztynu cz-12
Matka podała mu dwie tabletki i szklankę wody.
- Uspokój się synu. Mówisz tak, jakby już nie żyła. Pojedziemy do szpitala, przemówisz do niej, może twój głos ją obudzi.
Gdy dojechali do szpitala, zastali Tomka i Różę.
- Gdzie jest ciocia? – spytał jakby trochę spokojniejszy.
- Ciocia jest pod opieką Marty, ledwo trzyma się na nogach.
- A ty Tomku, jak się czujesz?
- Nic nie lepiej od ciebie, Dawidzie.
Wyszedł lekarz, gestem dłoni dał znak Dawidowi.
- Tak mi przykro, nie znajduję słów, żeby pana pocieszyć. Robiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Teraz możemy liczyć tylko na cud. Niech pan do niej wejdzie i dużo rozmawia, może dokona pan cudu.
Dawid wszedł do pokoju i obrzucił spojrzeniem łóżko. Leżała nieruchomo. Robiła wrażenie śpiącej królewny, która czeka na swojego królewicza, żeby ją zbudził pocałunkiem. Jej oddech stawał się coraz krótszy, a monitor wskazywał słabnące bicie serca. Chciał zapłakać, ale zabrakło mu łez. Wpatrzony w monitor, zdał sobie sprawę, że nadszedł czas i Małgorzata odejdzie na zawsze. Siedział w głębokiej zadumie i się uśmiechał. Miał przed oczami, ognistą kulę wschodzącego słońca i opustoszałą plażę. Właśnie wtedy, wśród krzyku mew i szumu morskich fal – ujrzał swoją największą miłość. Wyniósł ją z morza na rękach i kochał całym sercem. Lubił jej głośny śmiech. Lubił, kiedy się z nim przekomarzała. Widział w niej małą nieporadną dziewczynkę, którą pragnął otoczyć swoją opieką i zapewnić jej szczęście. Wierzył, że Małgorzata kocha go, tak samo, jak on ją. Aż tu niespodziewanie wszystko runęła, a w jego sercu pozostanie na zawsze pustka. Jego rozmyślania, przerwało pociągnięcie nosem i dotyk jego ramienia. Uniósł powieki i ujrzał Norberta. Stał odświętnie ubrany, w garniturze, białej koszuli i w krawacie.
- Pozwól młody człowieku, bym z nią porozmawiał – odezwał się cichutko.