Mistrz Haftowanego Listowia
Cicho zsunęliśmy się z wozu, który odjechał, zapomniawszy o nas wkrótce w jednym
z pobliskich zaułków.
Skrajem błotnistego, nigdy nie wysychającego, permanentnie zasmarkanego i sior-
piącego chronicznie nosem rynsztoka, taplając się w oślizłym błotku, dobrnęliśmy do wilgotnych
wnętrzności Żabiego Zaułka. Z tej jego żabiej perspektywy otwierał się nam na wyciągnięcie
ręki kres naszej pociągającej za sobą i wciągającej z kretesem wędrówki, jej dworzec główny
i sławny od pokoleń port przeznaczenia – zaułek Sorocze Nóżki.
Ale tennajdalszy, legendarny fiord, ten najbardziej wybauszonyjak oko ślimaka jęzor
naszej drogi, gorący,miękki i pulsujący oślizłym mięsem, był dopiero Benanią dla tej Jerozolimy,
ktorą ujrzelismy później.
Czasami udaje się na moment zobaczyć w snach, snach odległych najniewinniejszego
dzieciństwa, snach śnionych jeszcze poza pasmem wzroku - ten świat zza krawędzi; niezatruty
i niepokalany jeszcze dzień przed pierwszym grzechem.
Idzie się tedy lekko i bez oporu we wszystko przed sobą, przed kainem i ablem,
nie wie się, że jest się nagim ani co to znaczy, krzeszą ogień kardynalne cnoty. Wołamy:"Idzie się"
i wszystko jest utorowane.
A kiedy się już dojdzie, widzi sie dom zamknięty na słowo honoru i rozumie się
to słowo, mające wagę, obraca się to w dłoniach z nabożeństwem i namaszczeniem, to nie do stra-
cenia, bezcenne i dobre imię.
Z drugiej strony, domten jest zamknięty na cztery spusty legendy, która wyrosła ponad
nim przez te wszystkie wiosny i lata, kiedy krzewił się był bujnie, obrastając wciąż nowymi
nadbudówkami, budami i komórkami, piął sie bluszczem mansard i poddaszy pośród ciasnych strychów. Na samym szczycie było w niej jeszcze dość miejsca dla wystrychniętego na dudka
wysokiego C, którym kurek na dachu zanosil się do rozpuku, coraz wyżej i wyżej, aż do zatracenia
na rozstajach dawnych dni i nocy.
W takich zakswefionych domach, z zewnątrz martwych i opieczętowanych, z których