Mistrz Haftowanego Listowia
uszło już życie, tlucze się jeszcze tylko jego pozór, wyzbyty z istnienia, miazmat sztuczny i jałowy,
bezpłodny żubroń i muł jego, w jednej osobie. Trzeba ominąć te sienie zakorkowane jak stare bukłaki, te labirynty nicujące się wzajemnie: świreni, lamusów, kleci i drewutni, te ich drzwi
urywające się za progiem, drzwi do niczego...
Tak sobie pisząc i pisząc, przystajemy dla zebrania myśli, pocieramy bezwiednie
w zamyśleniu palcem na kolejnej stronie. Papier mięknie pod nim i ciemnieje od potu i wnet
poczyna się łuszczyć i zacierać. Walcuje się już pierwsza gródka i pączkuje dalej, kartka matowieje
bezładną mgiełką unoszącą sie z samego dna, łudzi się, żyłkuje przepoczwarza w otwierające się
na oścież, w pewnej chwili, skrzydełka dziewiczego motyla kalkomanii.
Towarzyszę mu na calej linii. Patrzę jak zaczyna znów pisać dalej, jak składa, to znów rozkłada jeszcze wilgotne skrzydełka, jak prostuje pomięte nóżki. Żeby mi tylko nie odleciał.
Ale gdzie tam, obawy moje okazują się być nad wyraz płonne. - Nie będzie żadnego
odlotu. Nie po to tutaj szliśmy. Inne nam grozi niebezpieczeństwo.
Prowadzi nas do głębi ukrytej izby. Człowiek, który nas wiedzie, podąża wciąż
przed nami tak, że twarzy jego nie mogę dojrzeć. Głos jego wydaje mi się jednak znajomy, tak
jakbym go już gdzieś... kiedyś... słyszał.Sylwetka widzi mi się także znajomą, musieliśmy się
spotkać i to nawet niedawno. Napawa mnie to, nie wiedzieć dlaczego, niepokojem, który widocznie daje się zauważyć, gdyż mistrz uspokaja mnie łagodnym głosem:
Nie ma się pan czego obawiać. Osoby, które możemy tu spotkać nie towarzyszą
nam na całej linii, a właściwie to my im nie nazbyt gruntownie towarzyszymy. Jeżeli nawet spotkały nas tam, skąd przychodzimy, tutaj nas nie będą w stanie rozpoznać. Nie jestesmy jeszcze
dla nich dostatecznie dojrzali, aby mogły one się z nami w pełni utożsamić. Dlatego niech pan
będzie spokojny, on pana nie rozpozna. Nazywa się Zygmunt Igel i jest ostatnim z rodu sławnych
księgarzy i bibliofilów, którzy od czterech pokoleń pełnią szlachetną służbę zaopatrując naj-
szacowniejsze ze zbiorów bibliotecznych kraju w poszukiwane przez nie cymelia. Odnajdujących
sobie tylko znanymi sposobami, drogę do koh- i noorów światowego piśmiennictwa – dodał pół-