Mistrz Haftowanego Listowia
głosem.
Słyszałem już wcześniej o tym kresowym klanie tajemniczyćh tropicieli rzadkich
książek, a teraz dane mi bylo kroczyć obok jednego z nich.
Szliśmy jeszcze dość długo krętymi korytarzami,przechodząc od czasu do czasu przez ukryte w głębi domu dziedzińce patia i podwóreczka. Wstępowaliśmy na drewniane schody
wiodące do położonych dalej, nieoczekiwanych partii domostwa.
Prowadzący nas zatrzymał się wreszcie przy masywnych, okutych drzwiach,
na których widniał napis: "Salomon Igel – Księgozbiór". Staroświeckim kluczem otworzył je
i wskazując reką w kierunku pomieszczenia za nimi, odwrócił się do mojego towarzysza, chcąc go
przepuścić przed sobą. O mnie zdawał się nie wiedzieć.
Poznałem go od razu. Przed nami stał we własnej osobie, nie kto inny jak znajomy
właściciel pensjonatu, z którego tutaj przeszliśmy.
Stałem niepewny, czy mnie czasem nie rozpoznał, z drżeniem serca spoglądając w jego kierunku Patrzył na wskroś przeze mnie niewidzącymi oczami. Nie zauważając mnie wcale,
zwrócił się do mojego towarzysza:
Oto miejsce, w ktorym znajdzie pan wszystko, czego pan potrzebuje do swojej pracy.
Jego oczy spotkały się na chwilę z moimi, tak mi sie przynajmniej wydawało,lecz
on nie zatrzymując na mnie wzroku,jakby mnie wcale nie było, ciągnął dalej:
Po lewej stronie znajdzie pan książki już napisane. Innych proszę szukać po prawej
stronie.
To powiedziawszy, wpuścił nas do środka i oddalił się bezszelestnie, zamykając
za sobą drzwi.
Staliśmy w ogromnej sali, której istnienia nigdy bym nie mógł przypuszczać w tej starej
walącej sie ruderze, tak na pierwszy rzut oka zaniedbanej. A jednak pozory mylą. Wpuszczono
nas do świetnej, barokowej w wystroju biblioteki, przpominającej tę z uniwersytetu w Coimbrze,
pełnej kunsztownie rzeźbionych szaf z najcenniejszych egzotycznych mahoniów i hebanów,
inkrustowanych miejscami macicą perłową i pozłacanych.