Mam nadzieje, że tak będzie...
-
dlaczego chcesz to wiedzieć? – zapytałam
- tak
po prostu…
-
zawsze, mi się wydawało, że gdybym jakimś zbiegiem okoliczności dowiedziała
się, że jutro umrę – pewnie popełniłabym samobójstwo… aby spróbować przechytrzyć
los czy cokolwiek innego co kieruje naszym życiem. Ale życie ma to do siebie,
że weryfikuje nasz sposób postrzegania świata, który zresztą jest
odzwierciedleniem naszego umysłu…
-
tego mogłam się po Tobie spodziewać – a rodzina, przyjaciele pamiętaj, że są
sytuacje, których nie przeskoczysz!
-
Madzia próbując nic nie tracisz, możesz tylko zyskać…
Pewnego
dnia przestałyśmy ze sobą rozmawiać, nigdy jej tego nie powiedziałam ale
brakowało mi jej nie zachwianej wiary w słuszność zasad.
No i ja
odizolowane ego, patologiczne nieszczera wobec własnych emocji, które trzyma
świat na dystans.
Gdy obudziłam się w szpitalu przy
łóżku byli rodzice jak nigdy razem – tak musieli wyglądać jak się poznali –
całkiem nieźle szkoda, że przy mnie tacy nie byli.
Dla
świata byliśmy idealną rodziną, w której każdy kocha każdego ale tak naprawdę
była to fikcja stworzona na potrzeby otaczających nas życzliwych sąsiadów, pracy,
szkoły… Matka jak zwykle nie wzruszona, jak Królowa Śniegu, ojciec schowany za nią.
Kiedyś po jakimś nie zaliczonym colocvium matka spojrzała mi w oczy i swoją
dłonią obięła moją twarz głaszcząc ją tak jak gdyby nigdy nic się nie stało i powiedziała
– wiesz szczęście umarło w chwili twych narodzin… zabolało jedyne co byłam w
stanie wyksztusić było mhm, aha ok.… czasem sobie myślę, że gdybym bardziej
mnie kochali znaczy rodzice to może i ja byłabym w stanie bardziej okazywać
uczucia…