Aż na samo dno

Autor: Dihez
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

e rozsierdzony bezczelnością kleryka wchodzącego bez pukania do jego własnej kancelarii, lecz zamiast tępego oblicza Ischiasa ujrzał wysoką postać, okutaną w połyskujące, jakby przemoczone szaty smolistej barwy. Zakapturzone oblicze skrywał głęboki cień.
- Zapomniałeś o mnie, ojcze, czyż nie?- spytał nieznajomy dziwnym, jakby gęstym głosem. Jego słowa przypominały brzmieniem trzepot kruczych skrzydeł.
Thure był do granic możliwości zdumiony tupetem nieznajomego. Nikt nie wchodził do jego kancelarii bez zaproszenia, nie mówiąc już nawet o pukaniu. Nikt, ale to nikt, nie zabierał głosu pierwszy w jego obecności, nikt nie odzywał się niepytany. Nawet sołtys, rozpustnik o wiecznie fioletowym odcieniu nosa, mający w dupie wszelkie konwenanse dziwnie cichł i pokorniał przy osobie biskupa Thure’a.
Kapłan patrzył na niego oniemiały, poczerwieniał na twarzy, nagle zrobiło się jakoś duszno. Bezskutecznie starał się dojrzeć skryte pod kapturem oblicze. Podniósł się gwałtownie, wpierając bielejące knykcie w blat biurka.
-Twa bezczelność, nieznajomy, jest wprost…-huknął wzburzony biskup, bezskutecznie próbując zapanować nad łamiącym się z nerwów głosem.
-Nie do pomyślenia?- zaproponował mężczyzna z drwiną w głosie.- Skończ ze swoimi gierkami, Thure, bo nie robią one na mnie żadnego wrażenia, doprawdy. Może wzbudzasz swym pokrzykiwaniem strach u swego tępego służącego, bogobojnych mnichów, lub zabobonnej tłuszczy. Dla mnie jesteś tylko śmiesznym starcem, który próbuje ukryć swe słabości za maską kamiennego wizerunku bożego sługi, godnego szacunku i poważania.
Thure tym razem zbladł, ręce zaczęły wbrew wysiłkom drżeć jak osiki na wietrze. By zachować resztki godności spytał lekceważącym tonem, niby od niechcenia wertując księgę, by ukryć dygotanie rąk.
-Przyszedłeś tu po coś konkretnego, synu, czy tylko by mnie obrażać?- efekt zniweczyło doszczętnie wzburzenie targające kapłanem i łamiące głos niczym źdźbło suchej słomy.
- Nie. Nie przybyłem by cię obrażać, sam wystarczająco się już pogrążyłeś, starcze. Przyszedłem by ci się przypomnieć- ściągnął jednym zdecydowanym ruchem kaptur, odsłaniając swe oblicze.- Cieszysz się, ojcze?
Thure odsunął się gwałtownie, choć w pierwszej momencie nie wiedział, czemu twarz nieznajomego wzbudziła w nim niepokój. Dopiero po chwili, nagle, i równie boleśnie jak trzask bicza, zauważył charakterystyczny grymas, w jaki młody mężczyzna zaciskał usta.
Serce nagle ścisnęła niewidzialna, lodowata dłoń strachu.
-To niemożliwe…- szepnął na granicy słyszalności zbladły jeszcze bardziej biskup, zanim…
W mgnieniu oka, jak żywe stanęły obrazy w pamięci. Zobaczył płonące strzechy, ogień liżący zachłannie drewniane ściany i kwiatowe girlandy, spowijający biegających wśród krzyków, ryczącego bydła i płaczu ludzi gęsty, gryzący dym. Poczuł niemiłosierny żar palący skórę. Ujrzał twarz dziewczyny wykrzywioną w niemym błaganiu, zniekształconą, potwornym, wyzierającym gdzieś z samej głębi zwierzęcym strachem i przerażeniem. Poczuł pod palcami delikatny materiał białej jak pierwszy śnieg sukni, gładką aksamitną skórę. Nawet zapach liliowego wianka, wciśniętego na skronie dziewczyny, teraz przypominający cierniową koronę. Zalśniła klinga, otwarte w przerażeniu oczy, biel sukni usiały wachlarze karmazynowych kropel wsiąkających szybko w materiał. Spowijający wszystko dym, krzyki, własny ciężki oddech…
Obrazy przenikały świadomość Thure’a, pojawiały się przed oczyma, znikały po chwili zastąpione przez inne, wszystkie niesamowicie realne, nazbyt rzeczywiste.
Thure krzyknął, przyciskając pięści do skroni, puste korytarze wypełniło głuche echo.
-To nie możliwe! Przecież ona nie żyła, zabiłem ją, ona umarła… Nie…- kapłan opadł na krzesło, z oczu pociekły cienkie strumyki łez.
Przybysz obserwował go z cynicznym uśmiec

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Dihez
Użytkownik - Dihez

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-08-30 11:11:56