Aż na samo dno
sta rękawem podartej teraz i pobrudzonej ziemią sutanny.
-Dlaczego… dlaczego mi pokazałeś… to wszystko?
- Bo wciąż chcę od ciebie jednego. Lecz nie pokłonów, deklaracji, rzucania się ze skały zdając się na czyjąś łaskę, bądź niełaskę. Nie chce cudów. Chcę tylko jednego.- Popatrzył uważnie na siwiejącego kapłana.- Pragnę byś przyznał, i to nawet nie przede mną, przyznaj przed samym sobą, że przez całe życie udawałeś kogoś, kim nie jesteś, ukrywałeś swoje własne pragnienia, bojąc się po prostu je spełnić. Pielęgnowałeś nienawiść do swego ojca, choć tak naprawdę, chciałeś być taki jak on. Dokładnie taki sam, ale za bardzo się bałeś. Raz tylko, jedyny raz przełamałeś wewnętrzny opór i skorzystałeś z okazji. Swoją drogą muszę ci pogratulować ojcze- uśmiechnął się szczerze.- Ksiądz wykorzystujący pannę młodą, której jeszcze przed chwilą miał udzielić sakramentu małżeństwa… No, no…doprawdy przebiegłe i pomysłowe. Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni, zamknąłeś się później za klasztornymi murami i nici z tak dobrze zapowiadającej się kariery- zasmucił się Grendeal.- Schowałeś się w cieniu reguł, twardego regulaminu i przykazań, choć tak naprawdę nie miały dla ciebie żadnego znaczenia, choć ściśle ich przestrzegałeś. Po co?
Thure siedział na kamienistej ziemi i nie mógł znaleźć żadnej odpowiedzi.
- Po co czcić coś, co cię nie pociąga, nie zadowala, nie imponuje? Nawet wręcz przeciwnie…- mężczyzna w czerni wstał i podszedł kilka kroków, by przyklęknąć zaraz przy siedzącym kapłanie.- Mogę ci dać odpowiedź, dam ci ją.
Thure widział swoje własne odbicie w tęczówkach Grendeala.
-Mogłeś mieć wszystko. Wszystko, czego byś tylko zapragnął. Tak być miało. Lecz stchórzyłeś, strach nie pozwolił ci być tym, kim chciałeś. Smutne- zacisnął nagle pięść.
Thure złapał się za pierś, czując jak serce przesiąka całe kłującym bólem, łykał łapczywie powietrze.
-Po co? Zastanów się, póki jeszcze możesz. Spotkamy się… mimo wszystko i tak się spotkamy…- mruknął pod nosem.
Kapłan tarzał się po ziemi próbując złapać choć haust powietrza.
Strach.
Czuł jak jego serce przestaje pracować, jak coraz rzadziej tłoczy krew w labirynt żył i tętnic.
Nie mógł widzieć, jak Grendeal biegnie, wybija się z samej krawędzi urwiska i rzuca w mglistą otchłań. Nie dostrzegł też, jak czarne szaty cudownie przeistaczają się w krucze skrzydła zastępując martwy materiał czarnymi, połyskującymi w słońcu piórami.
Nie widział też jak znika w górze lecąc coraz wyżej, wyżej i wyżej…
Aż na samo dno.
Ω
Thure otworzył oczy.
Maj 2006