Zapach bzu cz-6
Renata po wyjściu z wanny, stanęła przed lustrem i wcierając pachnący balsam w swe zaróżowione po kąpieli ciało - śmiechnęła się, jak zwykle do swojego lustrzanego odbicia. Głowę owinęła ręcznikiem frotte, narzuciła na siebie szlafrok i weszła do kuchni. Z zadowoleniem spojrzała na zlew pełen brudnych naczyń i w uśmiechu skrzywiła usta. - Jaki bałagan – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Całe szczęście, że mama nie przychodzi, bo chyba z miejsca szlak by ją trafił. Tu przypomniała sobie chwile, kiedy mieszkała razem z Rafałem. Wtedy było nie do pomyślenia, żeby w zlewie stała, chociaż jedna nieumyta szklanka. Niech tylko skończyli pić herbatę, to Rafał zaraz zabierał szklanki, by je umyć i odłożyć na suszarkę. Ale to było kiedyś, bardzo dawno temu. Dzisiaj z uwielbieniem patrzy, na stertę brudnych naczyń, które sterczą w nieładzie, zraszane kropelkami wody z niedokręconego kranu. – Jutro was na pewno pozmywam, albo nie – zaprzeczyła gestem palca. – Pozmywam was dopiero wtedy, kiedy mi się naprawdę znudzi na was patrzeć – powiedziała półgłosem i znowu dopadły ją wspomnienia. Już minęło sporo czasu, jak przyrzekała sobie. Jeśli kiedyś zostanie sama nie będzie zmywała naczyń, będzie je wstawiała do zlewu i patrzyła na nie aż do znudzenia. Właśnie tak się stało. Nawet prędzej, jak się tego spodziewała. Weszła do pokoju, rzuciła okiem na zakurzony telewizor. Zabrała do ręki skurzawkę oraz Pronto do czyszczenia mebli. Jednak wnet zaniechała tej czynności. Stwierdziła, bowiem, że kurze pościera później, wpierw napije się herbaty, która niemal zupełnie już wystygła. Skurzawkę wraz preparatem do czyszczenia położyła na widocznym miejscu, żeby nie zapomnieć. Herbatę postawiła na ławę i zabrała się do szczotkowania wilgotnych włosów. Zadzwonił dość głośno domofon. Spojrzała na zegar dochodziła dwudziesta. – Ciekawe, co tatę sprowadza o tej porze? – pomyślała. Nie podnosząc słuchawki – wcisnęła brzęczyk. Po chwili usłyszała głośne trzaśnięcie drzwi oraz biegnące po schodach kroki. - To nie jest tata – szepnęła i wyjrzała przez uchylone drzwi. Najpierw stanęła, jakby wryta w ziemię, a potem roześmiała się serdecznie do niespodziewanego gościa.
- Wejdź proszę. Jesteś ostatnią osobą, której bym się spodziewała. Powiedz Witek, czym sobie zasłużyłam, na tą nieoczekiwaną wizytę? – spytała, gdy nieco ochłonęła.
Roześmiał się szeroko. Pocałował ją dwa razy w rękę, a potem zaskoczył krótkim pocałunkiem w usta. Renata nie okazała zaskoczenia, zrobiła tylko zdziwiony gest oczami.
- Posłuchaj królewno – odezwał się patrząc jej prosto w oczy. – Mój brat żalił się, że jesteś na niego obrażona i dlatego ich nie odwiedzasz. Więc przyszedłem się upewnić, czy na mnie też się gniewasz?
- Nie, ty nie masz z tym nic wspólnego. Ale twój brat naraził mi się, bo gada same głupoty. Ale mniejsze z tym – machnęła dłonią. - Siadaj proszę i rozgość się. Czego się napijesz, kawy? Czy herbaty?
- Herbatę proszę, ostatnio mi serce wysiada i po kawie źle się czuję.
- Musisz zrobić badania, aby się upewnić, że to nic groźnego.
- Wiem, ale ciągle jestem zajęty i nie bardzo mam czas dla siebie.
- Ja z kolei mam go nadmiar – rzekła udając się do kuchni.
Nastawiła w czajniku bezprzewodowym wodę na herbatę. Weszła do sypialni, pospiesznie zdjęła szlafrok i odrzuciła go na łóżko. Założyła na siebie sukienkę, związując gumką jeszcze wilgotne włosy - zastanawiała się, jaki może być cel wizyty Witka o tak późnej porze. Ale była więcej, jak pewna, że wcale nie chodzi o jego brata. Gdy wychodziła z sypialni, poczuła unoszący się w powietrzu zapach. Uśmiechnęła się i pokręciła głową. Zalała wrzątkiem herbatę, a potem kolejno poustawiała na tacy, szklanki z herbatą, talerzyki, kruche ciasteczka i wchodząc do pokoju – rzuciła okiem na odkurzone meble. Wciągając nosem zapach odświeżacza – uśmiechnęła się tajemniczo.